- Jak było? Bardzo zmęczona? - usłyszałam nagle czyjś głos w salonie, więc szybko usiadłam pionowo i spojrzałam na intruza.
- Co ty tu robisz? Jak się tu dostałeś? Długo tak siedzisz? - pytałam bardzo zdziwiona obecnością chłopaka. - Jest bardzo późno...
W salonie panował półmrok, jednak widziałam, że w tamtym momencie mężczyzna wstał z jednej z kanap znajdującej się w tamtym pokoju i zapiął guzik od marynarki, powolnym, dostojnym krokiem ruszając w moją stronę. Wyglądał oszałamiająco, jak miliard dolarów. Wcześniej tak wystrojonego go nie widziałam.
- Ja? - uśmiechną się ironicznie, lecz nie odpowiedział na pierwsze moje pytanie. - Przechwyciłem zapasowy klucz, to nic trudnego. I nie za długo. Może z jakieś pół godziny. - usiadł koło mnie na łóżku i spojrzał mi prosto w oczy swoimi szarymi oczami. - Jak się bawiłaś?
- Doooobrze. - odpowiedziałam zdejmując buty i rzucając je na podłogę od niechcenia. Byłam tak padnięta, że na wstanie i schowanie ich do szafy nie miałam siły.- Chłopaki mnie wymęczyli na tym meczu. I coś czuję, że tracę głos. - chwyciłam za moją szyję.
- No właśnie słyszę. Masz, napij się tego. - Gabriel wstał i podał mi szklankę z jakąś substancją, a ja nie namyślając się zbyt długo, wypiłam całą zawartość za jednym razem, czego od razu pożałowałam, bo ów napój miał gorzkawy smak. - To powinno ci pomóc zachować głos. Przecież musisz przeprowadzić wywiad. Jak ty sobie to wyobrażasz, kiedy będziesz miała chore gardło?
- O Boże... Masz rację! To już jutro! - przypomniałam sobie, a moje oczy prawie wyszły z orbit.
- Nie mów, że zapomniałaś... - zaśmiał się cicho Gabriel, widocznie załamany moim zapominalstwem. - Dobra, ja idę. Połóż się, byś jutro znowu nie przegapiła okazji.
- Gabriel? - zaczęłam, kiedy chłopak był już w salonie i otwierał drzwi wejściowe, by wyjść z mojego apartamentu.
- Hm? - wrócił się i oparł o futrynę rozsuwanych drzwi sypialni. Nie mam pojęcia, czy to ze zmęczenia, czy z tak późnej pory, ale młody Fierro wyglądał tak... tak jak nie on. Zawsze miał pokorny wyraz twarzy, lekki uśmiech, niegroźny, nic specjalnego. A teraz? Sam seks. Te ruchy, wygląd, sposób mówienia. Czy to naprawdę ta sama osoba? Czy jego brat bliźniak? Teraz zauważyłam, że jest podobny do tytułowego bohatera angielskiej powieści "50 twarzy Greya". Gesty, sposób mówienia, wygląd... - Coś nie tak?
- Nie, wszystko ok, tylko... - zrobiłam chwilę pauzy. Nie mogłam przestać go podziwiać, naprawdę wyglądał nieziemsko. - ...tylko zastanawia mnie, coś ty taki wystrojony.
- Aha, to. - zaśmiał się pod nosem i spojrzał na samego siebie. - Miałem... zjazd rodzinny.
- Uuu.. no to ostro.
- No trochę. - puścił mi oczko, po czym znikną w mroku. Usłyszałam tylko zamykające się drzwi, a ja ponownie padłam na łóżko i nie zważając na nic, zasnęłam.
Śniło mi się wydarzenia z poprzedniego dnia. Mecz, który nie zapomnę do końca życia. Oraz imprezę przed meczem. Całe popołudnie, oraz po meczu, bawiliśmy się z okazji 23 urodzin Rafaela. Oczywiście alkoholu nie mogło zabraknąć, jednak nie piliśmy do upicia się, tylko dla rozluźnienia.
Niestety, chyba tradycją jest, żeby coś się komplikowało za każdym razem, kiedy wszystko idzie bardzo dobrze. Co mam na myśli? Szczerze, to chciałabym o tym zapomnieć...
- Kogo moje piękne oczy widzą... - usłyszałam czyjś głos za sobą. Wychodziłam wtedy z toalety w "Bella Vita", kiedy musiałam natknąć się na tego 'typisza'.
- Nie przesadzasz? Piękne oczy? Chyba jesteś zbyt pewny siebie. - odpowiedziałam z niechęcią i chciałam go minąć, kiedy ten chwycił mnie za ramię i przygwoździł do ściany. Serce podeszło mi do gardła, przestraszyłam się, a w moim gardle powstała wielka gula. - Co to ma znaczyć? Puść mnie.
- Nie bądź taka niedostępna. Przecież wiem, że na mnie lecisz. - powiedział Miguel z dzikim blaskiem w oczach. Nienawidziłam takich facetów, którzy uważają, że wszystko im można i każda kobieta chciałaby się z nim przespać. Zebrałam siły, by chłopaka odepchnąć, niestety, niewystarczająco. Byłam o wiele za słaba w porównaniu do dwudziestopięciolatka. - Nie szarp się tak, bo mogę ci zrobić krzywdę. - powiedział przez zęby.
- Puść mnie! - zaczęłam krzyczeć, lecz ten zasłonił moje usta dłonią i wysyczał, bym była cicho.
Nie wiedziałam, co się ze mną stanie, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać po tym typie. Nie znałam go, a było widać, że był trochę napity. Toalety znajdowały się w piwnicy, a schody były w głębi kawiarni. Nie mogłam liczyć, że ktoś zobaczy co się właśnie dzieje, jeżeli nikomu nie zachciałoby się za potrzebą. Próbowałam się jeszcze jakoś uwolnić, szamotając się, lecz z każdym ruchem, on coraz mocniej mnie przytrzymywał.
Uświadomiłam sobie, że jego jedna wolna ręka przesuwa się po mojej tali w dół i już poczułam, jak rozpina guzik od moich jeansów. To był wyraźny dla mnie sygnał, że powinnam jak najszybciej się uwolnić z jego uścisku, jednak po próbie wykonania wszystkich możliwych ruchów, zrozumiałam, że jedyna nadzieja w Bogu, bo ten facet jest za silny. Błagałam w duchu, by jak najszybciej przybył jakiś ratunek.
Nagle moje oczy zrobiły się jak moneta 2€, czyli nieco większe od pięciozłotówki. Za Miguelem wyrósł jak spod ziemi Fabian, którego w pierwszej chwili nie poznałam. Jego oczy płonęły ze wściekłości, patrzył spod byka na odwróconego do niego plecami brata Mateo z wyraźną chęcią mordu. Nigdy nie widziałam blondyna tak wytrąconego z równowagi i, uwierzcie mi, nie chce już nigdy go takiego oglądać. Olbrzym złapał starszego Donini'ego za ramiona i pociągną z całych sił, odciągając go ode mnie i pchając na przeciwległą ścianę, po czym obłożył go kilkoma uderzeniami w brzuch i twarz. Kiedy zostałam uwolniona, zsunęłam się w dół, lecz nie wylądowałam na ziemi, bo obok mnie nagle pojawił się Rafael i mnie przytrzymał, wypytując się, czy ze mną wszystko ok, lecz nie spuszczając wzroku z Niemca okładającego Włocha.
- Fabian, wystarczy. - powiedział władczym tonem L., co sprawiło, że zdyszany Zwei odsunął się on Miguela, a ten wylądował nieruchomo na podłodze. - Weź Magdę i zanieś na górę.
Jak Rafael L. powiedział, tak Freundeberg zrobił. Podszedł do mnie i podniósł mnie z drewnianych paneli, biorąc na ręce, po czym skierował się do schodów, na których szczycie stał... Marco z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzałam na Fabiana, jego mina także nic nie zdradzała. Była bez emocji, a jego piwne oczy dalej błyszczały, lecz nie dziką furią, lecz powagą i odpowiedzialnością.
- Zanieś ją do Mateo, ja się zajmę Miguelem. - powiedział Marco i miną nas na schodach.
W tamtym momencie się obudziłam, a w żołądku miałam ścisk na samo wspomnienie z tamtego wydarzenia. Nie chciałam znowu do tego wracać, jednak jestem pewna, że do końca życia nie pozbędę się tamtego obrazu Fabiana. Wyglądał jak... gniewny anioł. Tak, dokładnie tak można to nazwać. Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tych myśli. Postanowiłam udawać, że nic takiego nie miało miejsca i żyć tak, jakby nigdy nic.
Zerkam na zegarek. Jest przed ósmą. Postanowiłam wstać i powoli zacząć się zbierać. Mam czas do dziesiątej, więc postanowiłam pójść pieszo do Ciutat Esportiva.
Tanecznym krokiem popędziłam do łazienki zażyć gorącą kąpiel i się przygotować do wyjścia. Kiedy już byłam gotowa, chwyciłam za torebkę i telefon, i wyleciałam z pokoju głodna jak wilk. Kiedy znalazłam się na parterze poszłam w stronę hotelowej restauracji, w której miałam zamiar spożyć posiłek. Przechodząc przez hol, kątem oka spojrzałam, czy za recepcją nie siedzi Gabriel, który nawiedził mnie w nocy, jednak jego tam nie było.
"Szkoda.", pomyślałam. "Chciałam zobaczyć, czy dzisiaj też będzie wyglądać tak jak w nocy."
Zasiadłam przy jednym ze stolików tuż po tym, jak nałożyłam sobie świeżo pokrojone owoce na talerz. Lubiłam takie jedzenie, z tatą zawsze jak tylko mogliśmy, kupowaliśmy różne owoce i nocą jedliśmy siedząc na tarasie obserwując gwiazdy. - Smacznego. - usłyszałam czyjś uprzejmy głos i automatycznie podniosłam wzrok, a chłopak usiadł naprzeciwko mnie. "Nie, to nie była kwestia późnej pory, on faktycznie tak wygląda..." - Jak twój głos?
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. - obdarzyłam go szczerym uśmiechem. - Dziękuję.
- Podwieźć cię?
- Nie, nie trzeba. Pójdę pieszo.
- Nie dojdziesz. - uśmiecha się. - To za długo ci zajmie. Zresztą... i tak jadę w tamtą stronę, więc dla mnie nie ma problemu.
Spojrzałam na niego pytająco, lecz już nic więcej nie mówiłam. Po skończeniu śniadania, wzięłam wszystkie swoje rzeczy i popędziłam za Gabrielem. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak otworzył mi drzwi do swojego samochodu... Audi R8 Cabrio. Bez zbędnych słów wsiadłam do środka i zaczekałam, aż jego właściciel także wsiądzie i odpali samochód. Kiedy już wjechaliśmy na ulice Barcelony, jechaliśmy w ciszy, słuchając tylko jakiejś stacji radiowej. Po czterdziestu minutach byliśmy pod ośrodkiem. Podziękowałam mu i wysiadłam z samochodu. Poczekałam, aż samochód odjedzie, a kiedy znikną za rogiem, poszłam powolnym krokiem w kierunku wjazdu.
~~~~~~~~~~ Szybko się przebrałem, bo chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie słuchałem głupich namówień moich przyjaciół i szybko pakowałem torbę.
- Leo, no gdzie ty lecisz? Anto poleciała do Argentyny z Thiago, masz wolną chatę! Chodź z nami, napijemy się pobawimy... - jęczy Pique.
- Dajcie spokój, nie chcę nigdzie iść. - odpowiadam niechętnie. - Lecę, trzymajcie się.
Wyleciałem z szatni ignorując komentarze chłopaków i poszedłem w kierunku mojego auta. Wsadziłem torbę do bagażnika i wskoczyłem do środka. Odpaliłem auto i nadeptując na gaz, kieruję się ku wyjazdowi. Jestem już przy wyjeździe, gdy nagle...
~~~~~~~~~~
Kiedy już miałam skręcić w głąb ośrodka, ze środka gwałtownie wyjechało białe Maserati, które jechało z prędkością prosto na mnie. Myślałam, że już po mnie, że kierowca nie zdąży wyhamować. Odruchowo poleciałam w tył i upadłam na ziemię. Gdy otworzyłam po chwili oczy, zobaczyłam, że zaledwie kilka centymetrów dzieli moją twarz od grilla samochodu. Wtedy nagle ze środka wyleciał przerażony mężczyzna i podbiegł do mnie. Spojrzałam na niego, lecz widziałam nie wyraźnie, może to z powodu szoku i strachu, jaki przeżyłam kilka sekund wcześniej. Kiedy już mu się uważniej przyjrzałam, jedyne co mi przyszło do głowy to:
Kiedy już miałam skręcić w głąb ośrodka, ze środka gwałtownie wyjechało białe Maserati, które jechało z prędkością prosto na mnie. Myślałam, że już po mnie, że kierowca nie zdąży wyhamować. Odruchowo poleciałam w tył i upadłam na ziemię. Gdy otworzyłam po chwili oczy, zobaczyłam, że zaledwie kilka centymetrów dzieli moją twarz od grilla samochodu. Wtedy nagle ze środka wyleciał przerażony mężczyzna i podbiegł do mnie. Spojrzałam na niego, lecz widziałam nie wyraźnie, może to z powodu szoku i strachu, jaki przeżyłam kilka sekund wcześniej. Kiedy już mu się uważniej przyjrzałam, jedyne co mi przyszło do głowy to:
- Jezu... Messi, ja wiem, że Cię ścigam, czaję się na Ciebie... ale to nie powód, żeby mnie przejeżdżać!
__________________________________________________
__________________________________________________
Nie, nie, nie, nie... nie jestem zadowolona z tego rozdziału. I przepraszam, za tak długi okres oczekiwania. Szkoła, jak ja jej nie cierpię! :'(
Będę dodawać rozdziały w miarę możliwości, jak coś napiszę. Z góry przepraszam.
Wiem, fragment z perspektywy Messiego tym bardziej jest do bani... No cóż... I przepraszam za ewentualne błędy...
A, i chciałam podziękować za tyle wyświetleń <3
2049 tutaj i 1273 na No siempre las cosas salen como se quiere.
No... no to chyba tyle, tak mi się wydaje. Adios!
Będę dodawać rozdziały w miarę możliwości, jak coś napiszę. Z góry przepraszam.
Wiem, fragment z perspektywy Messiego tym bardziej jest do bani... No cóż... I przepraszam za ewentualne błędy...
A, i chciałam podziękować za tyle wyświetleń <3
2049 tutaj i 1273 na No siempre las cosas salen como se quiere.
No... no to chyba tyle, tak mi się wydaje. Adios!