Żeby dotrzeć do mojego domu
musiałam przemierzyć całe miasto, aż na jego drugi koniec, na obrzeża, gdzie
znajdowało się osiedle „willowe”. Tego dnia wyjątkowo nie przyjechałam
samochodem do szkoły, więc wraz z Sylwią w ostatniej chwili wskoczyłyśmy do
autobusu komunikacji miejskiej, by dojechać na miejsce jak najszybciej. Nie
ukrywam, nie przepadam za tym rodzajem transportu, ze względu na tłok. Na
szczęście, autobus był praktycznie pusty, nie licząc kilku starszych pań(to
dlatego, że wszyscy byli w szkole, bądź w pracy). Wtedy zauważyłam starszego
pana, z pewnością już dawno na emeryturze, siedzącym prawdopodobnie z cztero,
może pięcioletnim wnukiem, na siedzeniach tuż przy samych drzwiach. Był to
stary model autobusu, a kiedy na każdym przystanku drzwi się otwierały, starszy
pan pokazywał dziecku i tłumaczył jak działa ta maszyneria otwierająca drzwi.
Chłopiec jak zaczarowany słuchał dziadka, a co najbardziej niewiarygodne,
rozumiał co do niego mówiono. To był piękny obraz, aż poczułam ciepło w sercu.
Rozczulający widok, Sylwia myślała podobnie. W tamtym momencie żałowałam, że
nie miałam ze sobą aparatu, by uwiecznić tą chwilę. Tak, to by było bardzo
dziwne, ale jakoś mnie to nie interesowało. Ten obrazek był zbyt piękny, zważywszy na to, że mój dziadek od ponad dwóch lat nie żył, by od tak przejść
obok, nie zwracając na to najmniejszej uwagi.
Swojego dziadka kochałam całym sercem, a on odszedł… zawsze będę pamiętać, jak się chwalił każdej napotkanej osobie na ulicy, jaką to ma piękną panienkę za wnuczkę, niezależnie, czy miałam lat 5, 10, 12 czy 15. Zawsze się mną chwalił. I to on przekazał mi miłość do FC Barcelony. Tak, właśnie do niej. On mi zawsze powtarzał, że mam nigdey się nie poddawać, tak samo jak piłkarze noszący na piersi jej herb. Od najmłodszych lat mnie uczył hymnu Barcy, jej przyśpiewek i takich tam. Moja mama pukała się w czoło i powtarzała: „Dziecko jeszcze poprawnie zdania w ojczystym języku nie potrafi ułożyć, a ty ją uczysz jakichś tam katalońskich bzdur”. Kiedy osiągnęłam wiek przedszkolny, inne dzieci się chwaliły w przedszkolu, jak to ze swoimi dziadkami budowali karmniki, naprawiali rowery, itd. Ja natomiast, zawsze jak mnie pytano, co ja robię ze swoim dziadkiem, odpowiadałam, że uczę się katalońskiego i za każdym razem śpiewałam początek hymnu Dumy Katalonii. Pewnie domyślacie się, jaka była reakcja innych dzieci? Oczywista, nie rozumiały mnie i czasami się ze mnie śmiały. Ale dziadek powtarzał, że nie ważne jak bardzo będą mnie prześladować z tego powodu, zawsze mam pamiętać, że najpiękniejszą rzeczą na świecie, jest właśnie bycie Cule. I tak mi pozostało. Kontynuuje tą miłość do tego klubu w mojej rodzinie. I z pewnością przekaże ją swoim dzieciom, bądź wnukom, tak jak mój dziadek. W podstawówce poczęłam też uczyć się hiszpańskiego, a w gimnazjum byłam już czterojęzyczna(polski, angielski, kataloński i hiszpański). A kiedy skończyłam 16 lat on zmarł… tak nagle. Nie zdążył mnie zabrać do Barcelony, na ich mecz, na Camp Nou, jak mi obiecywał. To był dla mnie najcięższy okres w moim życiu. Nagle osoba która była moim słońcem, zgasła. Zniknęła. Do tej pory mi go brakuje.
W ostatniej woli zażyczył sobie, być pochowanym w Barcelonie, oczywiście rodzice tego nie uczynili, nie mieli zamiaru spełnić jego ostatniej woli. A w szczególności mama była temu najbardziej przeciwna. Ona jest taka przyziemna. Tylko praca, dom. Zero marzeń i wyobraźni, zawsze idealna, poukładana, świetne studia, praca, szacunek, miano doskonałego lekarza… ale ja to zrobię. Jak będzie mnie na to stać z własnej kieszeni. Za kilka lat przeniosę dziadka do Barcelony, tak jak tego pragną. Zasłużył na to, chociaż raz na taką przyjemność i przynajmniej tak będę mogła mu się odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie zrobił.
- Magda. – usłyszałam nagle i poczułam, jak ktoś lekko szarpie mnie za ramię – Magda, to ten przystanek, wysiadamy.
Swojego dziadka kochałam całym sercem, a on odszedł… zawsze będę pamiętać, jak się chwalił każdej napotkanej osobie na ulicy, jaką to ma piękną panienkę za wnuczkę, niezależnie, czy miałam lat 5, 10, 12 czy 15. Zawsze się mną chwalił. I to on przekazał mi miłość do FC Barcelony. Tak, właśnie do niej. On mi zawsze powtarzał, że mam nigdey się nie poddawać, tak samo jak piłkarze noszący na piersi jej herb. Od najmłodszych lat mnie uczył hymnu Barcy, jej przyśpiewek i takich tam. Moja mama pukała się w czoło i powtarzała: „Dziecko jeszcze poprawnie zdania w ojczystym języku nie potrafi ułożyć, a ty ją uczysz jakichś tam katalońskich bzdur”. Kiedy osiągnęłam wiek przedszkolny, inne dzieci się chwaliły w przedszkolu, jak to ze swoimi dziadkami budowali karmniki, naprawiali rowery, itd. Ja natomiast, zawsze jak mnie pytano, co ja robię ze swoim dziadkiem, odpowiadałam, że uczę się katalońskiego i za każdym razem śpiewałam początek hymnu Dumy Katalonii. Pewnie domyślacie się, jaka była reakcja innych dzieci? Oczywista, nie rozumiały mnie i czasami się ze mnie śmiały. Ale dziadek powtarzał, że nie ważne jak bardzo będą mnie prześladować z tego powodu, zawsze mam pamiętać, że najpiękniejszą rzeczą na świecie, jest właśnie bycie Cule. I tak mi pozostało. Kontynuuje tą miłość do tego klubu w mojej rodzinie. I z pewnością przekaże ją swoim dzieciom, bądź wnukom, tak jak mój dziadek. W podstawówce poczęłam też uczyć się hiszpańskiego, a w gimnazjum byłam już czterojęzyczna(polski, angielski, kataloński i hiszpański). A kiedy skończyłam 16 lat on zmarł… tak nagle. Nie zdążył mnie zabrać do Barcelony, na ich mecz, na Camp Nou, jak mi obiecywał. To był dla mnie najcięższy okres w moim życiu. Nagle osoba która była moim słońcem, zgasła. Zniknęła. Do tej pory mi go brakuje.
W ostatniej woli zażyczył sobie, być pochowanym w Barcelonie, oczywiście rodzice tego nie uczynili, nie mieli zamiaru spełnić jego ostatniej woli. A w szczególności mama była temu najbardziej przeciwna. Ona jest taka przyziemna. Tylko praca, dom. Zero marzeń i wyobraźni, zawsze idealna, poukładana, świetne studia, praca, szacunek, miano doskonałego lekarza… ale ja to zrobię. Jak będzie mnie na to stać z własnej kieszeni. Za kilka lat przeniosę dziadka do Barcelony, tak jak tego pragną. Zasłużył na to, chociaż raz na taką przyjemność i przynajmniej tak będę mogła mu się odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie zrobił.
- Magda. – usłyszałam nagle i poczułam, jak ktoś lekko szarpie mnie za ramię – Magda, to ten przystanek, wysiadamy.
Potrząsnęłam
lekko głową, by przegonić z głowy złe wspomnienia i wysiadłam z pojazdu. Za
dużo myślę, już nie raz mi to powtarzano. Coś w tym jest, chcąc nie chcąc
zawsze się zamyśle.
- Czym chcesz tam pojechać? Weźmiesz samolot ojca? – spytała, kiedy doszłyśmy do bramy mojej posesji. Weszłyśmy na nią i skierowałyśmy się w stronę wejścia do mojego domu.
Zaczęłam otwierać drzwi kluczami, kiedy spytała ponownie – chyba, że masz jakiś inny plan.
- Samolotem nie mogę… ojciec go ściągnie do Polski i co wtedy ze mną będzie?
Pojadę autem. - Czym chcesz tam pojechać? Weźmiesz samolot ojca? – spytała, kiedy doszłyśmy do bramy mojej posesji. Weszłyśmy na nią i skierowałyśmy się w stronę wejścia do mojego domu.
Zaczęłam otwierać drzwi kluczami, kiedy spytała ponownie – chyba, że masz jakiś inny plan.
- Ale to będzie długa podróż… - powiedziała nieco zmartwiona moim pomysłem.
- Wiem. – uśmiechnęłam się serdecznie i rzuciłam pęk swoich kluczy na stół w salonie, kiedy już byłyśmy w środku. W domu nie było żywej duszy, tak jak się spodziewałam. Zobaczyłam kątem oka jakąś jaskrawożółtą kartkę na blacie stołu, której wcześniej nie zauważyłam. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać, a z każdym wyczytanym słowem na mojej twarzy pojawiał się to coraz większy uśmiech. – Sylvus, miałaś racje… Bóg mnie kocha.
- A co takiego wywołało na twojej twarzy taki uśmiech? – spytała siadając na parciu jednej z kanap mojego salonu.
- Posłuchaj: „Madziu, jedziemy z tatą do Londynu, mam tam zjazd ginekologów,
a ojciec ma ważne spotkanie biznesowe. Nie będzie nas parę dni, wiec dom jest
na twojej głowie. Mam nadzieję, że nic nie strzeli ci głupiego do głowy i że
okażesz się dojrzałą pannicą. W sejfie masz dużo pieniędzy, znasz szyfr.
Na karcie też masz pieniądze, więc się niczym nie musisz przejmować. Na lodówce
jest numer do Anastazji, więc dzwoń do niej w jakiejkolwiek potrzebie…”
- Anastazji…? – spytała niepewnie Sylwia.
- Nasza „gospodyni”. Pomaga w domu kiedy wszyscy jesteśmy zabiegani. Taka nieco
starsza pani, mieszkająca dwie przecznice dalej. Mila staruszka. – uśmiechnęłam
się, naprawdę ją lubiłam. – „…bądź grzeczna, miłego odpoczynku, możesz sobie
zrobić wolne od książek. Widziałam twoje oceny w elektronicznym dzienniku. Nie
jest źle. Pozdrowienia, mama.”
- No to ładnie… „nie jest źle”, hahaha! Twoja mama mnie rozbraja. –
powiedziała odbierając ode mnie kartkę. - Czyli mogą nawet nie zauważyć, ze cię
nie ma…?- Dokładnie! – krzyknęłam z entuzjazmem i podnosząc się z kanapy, pobiegłam po schodach na piętro w kierunku mojego pokoju. Sylwia pobiegła tuż za mną nie mogąc przestać się śmiać. Czemu? Jej zapytajcie, nie wiem co siedzi w tej jej blond główce.
Kiedy wpadłam do pokoju jak oparzona, od razu wywaliłam torbę podróżna z szafy na podłogę i zaczęłam się pakować. Wrzucałam rzeczy tylko odpowiednie do pogody w Hiszpanii, czyli same lekkie ubrania. W zasadzie to były tylko podkoszulki i kilka par spodni oraz rożne, różniaste buty. Jakaś sukienka też się znalazła(nie mam pojęcia bladego po co ją brałam, w końcu od zawsze byłam typem chłopczycy. Nie lubię sukienek ani spódnic, chodzę raczej w samych spodniach), jakiś ręcznik, kosmetyki, i sama nie wiem co jeszcze.
- Weź to. – powiedziała moja przyjaciółka, podając mi dwuczęściowy strój kąpielowy. – Jedziesz nad morze Śródziemne, nie uwierzę, żebyś nie skorzystała z okazji wykąpania się w nim. Popełniłabyś grzech!
- Haha, masz racje. Gdybym tam nie popływała, nie byłabym sobą. – schowałam strój to środka, po czym wstałam z podłogi, kładąc dłonie na biodra i wpatrując się w torbę pełna rzeczy. – Dobra. Teraz wezmę szybką kąpiel i się przebiorę. Rozgość się, wiesz gdzie co mniej więcej leży, możesz sobie zrobić coś do picia, bądź do jedzenia.
- Mogę zrobić ci kawy. – zaproponowała wstając z mojego łóżka, na którym siedziała. - Dobrze by było, gdybyś wzięła na drogę trochę kawy i coś do jedzenia. Zrobię ci coś, a ty idź do łazienki się odświeżyć.
- Kochana jesteś, wiesz? – spojrzałam jej prosto w oczy, w których można było wyczytać wyraźną troskę i ją przytuliłam. Co ja bym zrobiła bez tych dziewczyn? W ciągu tych kilku lat znajomości dużo dla mnie zrobiły. – Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Z pewnością byś zginęła w tym mętliku znajdującym się w twojej głowie. Nie oszukujmy się, myślisz o milionie rożnych spraw, a jednej dokładnie nie potrafisz wykonać – zaśmiała się i wyszła z pomieszczenia. Jak zwykle miała racje, chociaż nie w stu procentach. One, Klaudia, Daga i Sylwia, bardzo szybko mnie rozgryzły, a jednak pokochały za to jaka jestem.
Wyjęłam pierwszą
lepszą koszulkę z szafy i pobiegłam do swojej łazienki. Wzięłam szybki prysznic
i się przebrałam. Kiedy zauważyłam jaką mam koszulkę na sobie, zachciało mi się
śmiać. Była to czarny T-shirt z herbem Blaugrany. Przypadek? Nie sądzę.
Ściągnęłam ją i założyłam inna koszulkę. Tą wezmę ze sobą do Hiszpanii. Susząc
włosy zastanawiałam się, czy osoby zmarłe mogą ingerować w nasze ziemskie
życie. Bo jeżeli tak, to byłabym skłonna wierzyć w to, że dziadek mi pomaga w
dotarciu do Barcelony. W końcu mi to obiecał…
Kiedy skończyłam, coś mi się przypomniało. Wyszłam z łazienki i z jednej z wielu szuflad wyciągnęłam dyktafon. Był od dziadka. Teraz zdałam sobie sprawę, jak wiele rożnych rzeczy od niego mam. Kupował mi co popadnie: magnetofon, aparaty, kamery, jak byłam młodsza to lalki i tego typu zabawki. Kupił mi tez gitarę elektryczną i klasyczną, playstation i xboxa, fortepian(stoi w salonie), odtwarzacze muzyki średnio co półtora roku, nawet dał moim rodzicom pieniądze(i to dość sporą sumkę, tuż przed samą śmiercią) na moja osiemnastkę, bym mogła kupić sobie auto jakie tylko zechce. On był kochany.
Kiedy skończyłam, coś mi się przypomniało. Wyszłam z łazienki i z jednej z wielu szuflad wyciągnęłam dyktafon. Był od dziadka. Teraz zdałam sobie sprawę, jak wiele rożnych rzeczy od niego mam. Kupował mi co popadnie: magnetofon, aparaty, kamery, jak byłam młodsza to lalki i tego typu zabawki. Kupił mi tez gitarę elektryczną i klasyczną, playstation i xboxa, fortepian(stoi w salonie), odtwarzacze muzyki średnio co półtora roku, nawet dał moim rodzicom pieniądze(i to dość sporą sumkę, tuż przed samą śmiercią) na moja osiemnastkę, bym mogła kupić sobie auto jakie tylko zechce. On był kochany.
Wyjęłam także duży
kołozeszyt i piórnik i wrzuciłam je do torby podręcznej. Także wsadziłam tam
swojego laptopa, bo bez niego nie mogłabym wyjechać. Tknęło mnie coś, takie
dziwne uczucie, bym zajrzała jeszcze do innej szuflady. Znalazłam w niej nowy
telefon, Nokie 800. No tak, to był spóźniony prezent urodzinowy od kolegi z
Berlina. Wtedy przyszedł do mnie pewien plan: kupie nową kartę i włożę do tego
telefonu. Stary wyłączę, by rodzice, kiedy się zorientują, że mnie nie ma, nie
przeszkadzali mi ciągłym dzwonieniem. Nowy numer będą miały tylko dziewczyny.
Tak na wszelki wypadek, by mieć z nimi szybki kontakt. To dobry pomysł. Siadłam
na łóżku i sięgnęłam po zeszyt, który zawsze przy nim leżał.
„Kocham
was i dobrze wiem jak na to zareagujecie. Nie znajdziecie mnie w kraju. Jestem
w Hiszpanii. To wszystko przez polonistkę. Kazała mi przeprowadzić wywiad z
Lionelem Messim, więc nie miałam innego wyboru. Nie martwcie się o mnie,
naprawdę jestem już dorosła i dam sobie sama radę. Wrócę jak najszybciej, nie
dzwońcie do mnie, bo to i tak nie będzie miało sensu, ponieważ go wyłączę,
żebyście mi nie przeszkadzali. Do zobaczenia, kocham was, nie martwcie się. Magda”
Złożyłam liścik i
poszłam w kierunku gabinetu mojego ojca, który znajdował się na parterze. Kiedy
już tam byłam, wyjęłam kopertę z jednej z szuflad biurka i włożyłam do niej
kartkę nie zaklejając koperty. Zanim wyszłam z pomieszczenia, podeszłam do
szafki w której był ukryty sejf. Przecież musiałam mieć jakieś pieniądze przy
sobie, dla bezpieczeństwa, gdyby rodzice chcieli mnie zmusić do powrotu
blokując moją kartę. Oczywiście, taki scenariusz jest możliwy, dlatego muszę być gotowa na każdą sytuację. Wyjęłam wszelkie potrzebne dokumenty, sporą kwotę
pieniędzy i wyszłam z gabinetu. W salonie na stoliku zostawiłam kopertę, a sama
pokierowałam się do kuchni zobaczyć, czy Sylwia sobie jeszcze czegoś nie
zrobiła.
Była cała… jeszcze. Stała tyłem do mnie, była w trakcie robienia kanapek. Zrobiła mi także sałatkę owocową z wielu owoców. Z tego co zauważyłam, to nawet termos stał na stole, gotowy do podróży. „Naprawdę pomyślała i wszystkim…” uśmiechnęłam się bardzo szeroko. Oparłam się o futrynę kiedy zapytała:
Była cała… jeszcze. Stała tyłem do mnie, była w trakcie robienia kanapek. Zrobiła mi także sałatkę owocową z wielu owoców. Z tego co zauważyłam, to nawet termos stał na stole, gotowy do podróży. „Naprawdę pomyślała i wszystkim…” uśmiechnęłam się bardzo szeroko. Oparłam się o futrynę kiedy zapytała:
- Dobrze, że Bóg mi ciebie zesłał, kochana. – powiedziałam siadając wygodnie na jednym z krzeseł przy stole, upijając łyk kawy.
- Łohoho… nie wierze, że coś takiego mówisz.
- Maruda. – wysyczałam, pokazując jej język.
- Słyszysz to? – Sylwia nagle zastygła, kierując swój wzrok w stronę wejścia do salonu. Ktoś właśnie wszedł do domu i zamkną za sobą drzwi. Moje serce prawie stanęło. „Przecież rodzice są w Londynie! A przynajmniej są jeszcze w drodze! To nie możliwe, żeby zawrócili do Polski… a co jeżeli to jacyś złodzieje? Jest przed południem. O tej godzinie zazwyczaj w domu nikogo nie ma, a dzisiaj już na pewno nie powinno nikogo być, bo ja powinnam być w szkole…”. Odstawiłam kubek i wstałam z krzesła, niepewnym, powolnym krokiem szłam w kierunku wyjścia z kuchni. Kiedy byłam już u progu, wyrosła przede mną pewna postać. Momentalnie krzyknęłam przestraszona i złapałam się za serce. Postać zrobiła dokładnie to samo. Kiedy spojrzałam na nią, zaczęłam się śmiać jak wariatka, a intruz patrzył się na mnie wielkimi oczami zza swych drobnych okularów.
- Matko Bosko Boleściwa,
czy ty chcesz mnie do grobu wysłać, dziewucho wstrętna? – zapytała nieco
przerażona kobieta.
- Pani Anastazjo, przepraszam bardzo! Nie miałam pojęcia, że pani miała dzisiaj przyjść! Myślałam, że to jakiś złodziej… potwór… czy coś…
- Ja ci dam potwora bądź złodzieja, ty się już nie tłumacz tak. A czemu, tak w ogóle, nie jesteście w tej chwili w szkole? – spytała starsza pani spoglądając to na mnie, to na Sylwię stojąca z nożem w ręku, opierająca się o blat kuchenny. – Na jakiś piknik jedziecie, że jedzenie i termos robicie? Dzień dobry – powiedziała do Sylwii.
- Dzień dobry, pani. No bo my… - dziewczyna odpowiedziała i chciała się zacząć tłumaczyć, ale nie wiedziała jak i co powiedzieć. Prawdę, czy skłamać.
- N-no bo-oo… no-o bo m-my - przerwałam koleżance, lecz też nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy pani Anastazja podejrzliwie na nas spojrzała, a ja tym bardziej zaczęłam się jąkać. – P-ponie-nieważ m-my właśnie-e chciał-łyś-śmy…
W tamtym momencie starsza pani gestem ręki wyprosiła nas z kuchni, byśmy poszły do salonu i usiadły na kanapie, a ona sama usiadła naprzeciwko nas.
- Pani Anastazjo, przepraszam bardzo! Nie miałam pojęcia, że pani miała dzisiaj przyjść! Myślałam, że to jakiś złodziej… potwór… czy coś…
- Ja ci dam potwora bądź złodzieja, ty się już nie tłumacz tak. A czemu, tak w ogóle, nie jesteście w tej chwili w szkole? – spytała starsza pani spoglądając to na mnie, to na Sylwię stojąca z nożem w ręku, opierająca się o blat kuchenny. – Na jakiś piknik jedziecie, że jedzenie i termos robicie? Dzień dobry – powiedziała do Sylwii.
- Dzień dobry, pani. No bo my… - dziewczyna odpowiedziała i chciała się zacząć tłumaczyć, ale nie wiedziała jak i co powiedzieć. Prawdę, czy skłamać.
- N-no bo-oo… no-o bo m-my - przerwałam koleżance, lecz też nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy pani Anastazja podejrzliwie na nas spojrzała, a ja tym bardziej zaczęłam się jąkać. – P-ponie-nieważ m-my właśnie-e chciał-łyś-śmy…
W tamtym momencie starsza pani gestem ręki wyprosiła nas z kuchni, byśmy poszły do salonu i usiadły na kanapie, a ona sama usiadła naprzeciwko nas.
- Wyjeżdżam. – powiedziałam pewnie.
- Ale… ale chyba nie masz zamiaru zrobić tego samego, co twoja siostra… - powiedziała ze strachem w oczach, łapiąc się za serce. – Dobrze wiesz, jak twoi rodzice to przeżyli, nie możesz im tego zrobić… masz jeszcze szkolę, maturę…!
- Pani Anastazjo, spokojnie! – odpowiedziałam z uśmiechem. – Nie idę w ślady Beaty! Wyjeżdżam na kilka dni, bo muszę zrobić zadanie domowe z polskiego.
- Że co? Co to za dziwni nauczyciele, żeby kazać uczniom wyjeżdżać z domów, by jakieś głupie zadanie zrobić? Co to za pomysł? – oburzyła się starsza kobieta. Sylwia zaczęła się chichotać pod nosem, a ja miałam wielka ochotę przybić pani Anastazji high five. – Dokąd ty jedziesz? Do Wrocławia? Krakowa?
- Nieco dalej… - powiedziałam.
- Do Warszawy? – zdziwiła się.- To bardzo duże miasto, nie wiem czy to dobry pomyśl…
- Pani Anastazjo, jeszcze dalej… - powiedziała Sylwia.
- Berlin? Gdańsk? Lublin? – pytała trochę zaniepokojona kobieta.
- Ech… nie, pani Anastazjo. Ja… ja jadę do Barcelony.
- Dokąd?! – wykrzyknęła oszołomiona staruszka. – Czy ty, dziecko, jesteś poważna? Nie możesz tam jechać sama! Rodzice w ogóle wiedza o twoim pomyśle?
- Nie wiedzą i nie mogą się dowiedzieć! – momentalnie wstałam z miejsca. – Pani Anastazjo, proszę. Niech pani nic im nie mówi! Dobrze pani wie, jacy oni są nadopiekuńczy. Musze się wyrwać z tej klatki, a Barcelona to idealne miejsce!
- To ty w końcu jedziesz tam robić zadanie domowe czy uciekasz przed miłością rodziców? – spytała ironicznie. Po jej minie było widać niezadowolenie spowodowane pomysłem wyjazdu.
- Jadę przeprowadzić wywiad, ale liczę się z tym, że może mi się nie udać. – usiadłam raptownie z powrotem na swoje miejsce. - A ucieczka jest tylko dodatkiem do tego. I nie uciekam przed „miłością”, tylko przed wyrządzeniem mi jeszcze większej krzywdy, jeżeli nie nauczę się być samodzielna. Przecież ja mam osiemnaście lat!
- Ale Barcelona to duże i niebezpieczne miasto!
- Ale ja dam sobie rade! I to udowodnię! – odpowiedziałam. Wzięłam do ręki kopertę, którą sama położyłam na stole i podałam Anastazji. – To jest list do moich rodziców. Jeżeli nie zdarzę wrócić do domu przed nimi, proszę im to dać.
Kobieta początkowo nie chciała się na to zgodzić. Gdyby to zrobiła, automatycznie dałaby mi pozwolenie na ten wyjazd. Anastazja od zawsze była upartą osobą, ciężko ją było przekonać do zmiany swoich poglądów. Na szczęście, po dłuższych namowach ze strony mojej i Sylwii, dała za wygraną. Wtedy uradowana pobiegłam po chodach do swojego pokoju po spakowaną torbę, upewniając się wcześniej, że wszystko mam i zeszłam z nią z powrotem na parter.
- A jakim to samochodem masz zamiar pojechać…? Sylwia już mi powiedziała, że nie chcesz skorzystać z samolotu… – spytała gospodyni, wychylając się z kuchni.
Pobiegłam w stronę garażu, zobaczyć co mam do wyboru. Stało w nim kilka samochodów, oprócz mojego Mini Cooper’a. „Pewnie mama zostawiła go pod kliniką. Jak zwykle. Czy ona nie może się w końcu nauczyć, że ma swój samochód i, że jeżeli nawet bierze moje auto, to żeby odstawiała je na miejsce? ML’a tez nie ma. Pewnie tato nim pojechał na lotnisko. Co mi pozostało…? Hm… - zaczęłam się rozglądać po dość dużym pomieszczeniu. - Skoro i tak będę miała przerąbane, jeżeli rodzice się dowiedzą, ze wyjechałam, to lecę po bandzie. A co się będę?”
Wróciłam do kuchni i wyjęłam z jeden z szuflad kluczyki i dokumenty od Mercedesa SL 55o.
- Dziecko, chyba nie masz zamiaru TYM jechać? – spytała przerażona starsza pani.
- Owszem, właśnie mam taki zamiar. To auto jest cudne, szybkie i piękne. Jeżeli robię już jakieś szaleństwo, to na całego. – uściskałam panią Anastazje, wzięłam jedzenie przygotowane przez Sylwie i wrzuciłam je do swojej torebki podręcznej. Wsiadłam do samochodu razem z Sylwią i pomachałam na pożegnanie stojącej w oknie kobiecie. Barcelona jest tuż tuż, aż nie mogę się doczekać, aż wjadę do tego pięknego miasta.
- To ja jadę z tobą? – spytała rozbawiona pasażerka. – Daga będzie zła…
- Zapomnij. Tylko cię odwiozę pod dom i dalej jadę sama. – uśmiechnęłam się.
„Przede
mną długa podróż. A na jej finiszu? Modlę się o raj…”
______________________________________________________________________
No i jest 2 dział. Pisałam go na szybko, więc przepraszam za ewentualne braki, bądź błędy. Od dwóch dni jestem w pół przytomna. W szkole mieliśmy "matury" i dopiero od dzisiaj mam wakacje. Jedyny plus! Życzę wszystkim miłych wakacji i żebyście odpoczęli(mi to naprawdę się przyda). Coś chciałam wam powiedzieć... ale jestem wpółżywa. I jeszcze ta pogoda, cały czas leje. Z koleżanką czujemy się ja w październiku lub listopadzie niż w czerwcu! Koniec moich wywodów, następnego wpisu możecie się spodziewać za tydzień. 3majcie się, cześć! :)
______________________________________________________________________
No i jest 2 dział. Pisałam go na szybko, więc przepraszam za ewentualne braki, bądź błędy. Od dwóch dni jestem w pół przytomna. W szkole mieliśmy "matury" i dopiero od dzisiaj mam wakacje. Jedyny plus! Życzę wszystkim miłych wakacji i żebyście odpoczęli(mi to naprawdę się przyda). Coś chciałam wam powiedzieć... ale jestem wpółżywa. I jeszcze ta pogoda, cały czas leje. Z koleżanką czujemy się ja w październiku lub listopadzie niż w czerwcu! Koniec moich wywodów, następnego wpisu możecie się spodziewać za tydzień. 3majcie się, cześć! :)