Po zamówieniu i zapłaceniu za cztery
koktajle skierowałam się w kierunku stolika, przy którym siedziały moje
towarzyszki i żywo debatowały na temat mojego problemu. Nie powiem, w tamtym
momencie poczułam małe szczęści w sercu, że je mam. Bo każdy potrzebuje przyjaciół, którzy pomogą nam w potrzebie, prawda? Dobrze, że mamy takie miejsce tuż przed naszą szkolą. Galeria handlowa
z naszymi ulubionymi sklepami, kinem i multum kawiarni oraz restauracji
różnej maści. To chyba jedyna rozrywka i dobre miejsce do spotkań w
tym ośmiotysięcznym mieście w którym zazwyczaj nic się nie dzieje.
Gdy zajęłam miejsce
przy okrągłym stole, dziewczyny ani na chwile nie przestały
wymieniać się swoimi poglądami. Tak naprawdę to przez chwilę
czułam się trochę tak jakby olana. Jakbym była duchem,
który obserwuje jakieś nastolatki, które znowu narzekają na
licealnych nauczycieli.
Kiedy napoje zostały przyniesione, zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Klaudia, zwracając się w końcu do mnie:
Kiedy napoje zostały przyniesione, zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Klaudia, zwracając się w końcu do mnie:
- Magda,
powiedz, jak ty to widzisz?
"Ja? A jak
mam widzieć? Jestem w dołku. Do tego jestem zła na tamtą kobietę, za
swoje nie fair postępowanie względem mnie, ale i na samą siebie,
że wpadłam po uszy przez swoja lekkomyślność.
Zazwyczaj byłam ostrożniejsza..."
Wtedy opowiedziałam im
jeszcze raz na spokojnie jak to wyglądało, od A do Z. Kiedy skończyłam, ponownie zapadła chwila
ciszy, tylko po to, by zaledwie po 5 minutach omówić wszystkie za i przeciw,
wszelkie możliwe alternatywy, by wyjść z tego cało, bez
szwanku. Niestety, ku
mojemu zdziwieniu, nie pomogła nawet burza mózgów. Żadna z nas
nie znalazła odpowiadającego mi wyjścia z sytuacji.
"Cholerny
los, dlaczego znowu musiałam znaleźć się w czarnej..."
mówiłam
w myślach sama do siebie, gdy nagle przywrócił mnie do rzeczywistości
głos Sylvii :
- A
może by tak… - zaczęła niepewnie, wbijając swój wzrok w jedną ze
szklanek stojących na szklanym blacie stołu. Kiedy po dłuższym milczeniu oderwała wzrok od koktajlu, niczym od szklanej kuli, spojrzała w moją stronę, a kiedy dostała ode mnie niemą prośbę by kontynuowała swoją wypowiedź, dokończyła - a możne by tak zrób to co ona karze? Tak po prostu?
Szczerze mówiąc, w tamtym momencie, naprawdę nie wiedziałam o czym ona do mnie mówi. Dlatego, na znak niezrozumienia, przechyliłam lekko głowę w bok i podniosłam lekko jedną brew niczym psiak, a widząc to Sylwus dodała - Pojedź do tej Barcelony, znajdź Messiego, czy jak on się tam nazywa i będzie po sprawie... No bo co za problem w końcu?
szklanek stojących na szklanym blacie stołu. Kiedy po dłuższym milczeniu oderwała wzrok od koktajlu, niczym od szklanej kuli, spojrzała w moją stronę, a kiedy dostała ode mnie niemą prośbę by kontynuowała swoją wypowiedź, dokończyła - a możne by tak zrób to co ona karze? Tak po prostu?
Szczerze mówiąc, w tamtym momencie, naprawdę nie wiedziałam o czym ona do mnie mówi. Dlatego, na znak niezrozumienia, przechyliłam lekko głowę w bok i podniosłam lekko jedną brew niczym psiak, a widząc to Sylwus dodała - Pojedź do tej Barcelony, znajdź Messiego, czy jak on się tam nazywa i będzie po sprawie... No bo co za problem w końcu?
Momentalnie moje
dwie pozostałe towarzyszki przemówiły podniesionym tonem, okazując
swoje zaskoczenie z domieszką krytyki na słowa koleżanki i prawie
spowodowały u niej wycofanie się z pomysłu, gdybym im nie
przerwała:
- No ale... No
ale jak? Nie pomyślałam nawet o pojechaniu tam, ale i tak wiem, że to
nie wypali! Znasz moich rodziców bardzo dobrze, nie puściliby mnie
samej! A oni ze mną nie pojadą, tato ma urwanie głowy w
pracy, jeździ cały czas do Wrocławia na różne te jego spotkania
z zagranicznymi biznesmenami, mama ma cały grafik zapełniony wizytami
pacjentek. Zresztą, nawet jeżeli pojechałabym do Barcelony, to
jak miałabym go złapać w tak dużym mieście? A po drugie -
on i tak by się nie zgodził!
- A skąd wiesz,
że się nie zgodzi?
- Uwierz mi. On nie cierpi dziennikarzy,
a ja kim niby jestem? Jestem jakąś gówniarą z Polski i co, podejdę do niego i
powiem: "Cześć, jestem Magda, pochodzę z Polski,
nauczycielka kazała mi zrobić z Tobą wywiad, bo to jedna, wielka,
wredna małpa i mnie nienawidzi. Tak więc, odpowiedz na moje pytania i złóż
podpis w tym, tamtym i siamtym miejscu, bo inaczej babka w życiu nie uwierzy,
że z Tobą rozmawiałam. A wiesz, najlepiej by było, gdybyś pojechał ze mną
do Polski. Chociaż, po głębszym zastanowieniu to marny pomysł, bo gdybyś nawet
staną przed nią, zrobił kilka sztuczek z piłką itd., to ona i tak by nie
uwierzyła, że Ty to Ty..." - mówiłam teatralnie z doskonale wyczuwalną
ironią w głosie. Dziewczyny najwyraźniej miały z tego niezły ubaw, bo
próbowały powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Niestety – bezskutecznie.
Komiczny widok.
Po swym monologu zamyśliłam się, tak jakby zostawiając
dziewczyny w stanie rozśmieszenia, wciąż słysząc słowa koleżanki, proponujące
od tak wyjazd do Barcelony. „Jak mam pojechać do Barcelony? Ja jestem gotowa
nawet teraz wyruszyć. W tym momencie. Wsiąść do samochodu i skierować się w
stronę Hiszpanii. Jedyne co mnie od tego powstrzymuje to moi rodzice. Mimo, że
jestem pełnoletnia, jestem doskonałym kierowcą i tak dalej, oni traktują mnie jak
małe dziecko. Uważają za niedojrzałą pięciolatkę, która sobie absolutnie nie
poradzi. A to nieprawda! Zresztą, zawsze starałam się być posłuszna rodzicom,
nie sprawiać im większych problemów, robiłam wszystko by byli ze mnie dumni,
ale oni nigdy tego nie doceniali. Mama zawsze powtarzała ‘mogłaś się bardziej
postarać’ lub coś tego typu. Lepsze relacje miałam z tatą, ale jest taki
zabiegany… czasami nie wyrabia. Jest taki zmęczony, wygasły. Martwię się o
niego. Dlatego od zawsze to dla niego właśnie robiłam wszystko by był ze nie
dumny i nie sprawiać mu swoja osoba dodatkowych problemów. Ale w ten sposób
skreśliłam tak jakby swoja młodość: zawsze ułożona, grzeczna, kulturalna, cicha
przy dorosłych i obcych. Spędza wieczory w domu ucząc się, bądź pomagając w
pracach domowych. Nigdy nie miałam łatwo, kiedy chciałam kiedykolwiek wyjść na
jakąś imprezę. Nawet na głupie urodziny. Jedyna rzeczą w która rodzice nie
mieszali się(a raczej ja im na to nie pozwoliłam, bo to moje sacrum) to moja
miłość do piłki nożnej. Oni nigdy tego nie rozumieli, szczególnie mama. Za
każdym razem mi powtarza „jak można kochać 11 spoconych facetów uganiających
się za jakąś piłką?”. Ale mama to mama. Ona najchętniej to by mnie zamknęła w
wieży, odizolowując od świata. Nawet alkoholu zabrania mi dotykać, dzięki Bogu,
wieczorami to tato rządzi w domu. Wtedy mogę nam nalać whisky i razem przy
kominku, sącząc trunek, rozmawiać na nasze ulubione tematy: świat, ludzie,
ludzka psychika, Biblia, sprawy religijne i pozaziemskie. Już w wieku kilku lat
rozmawiałam na takie tematy, gdzie normalne dziecko słyszy o nich… może dopiero
w gimnazjum. To mój ojciec mnie wszystkiego nauczył. Życiowej mądrości,
postępowania, sztuki życia i jak sobie w nim poradzić. Co by się stało, gdybym
nagle tak zniknęła? Oni by oszaleli. Nie mogę spełnić marzeń, bo oni by się
zamartwiali, a tego nie chcę. Ile będą mnie jeszcze tak trzymać? Do 70-siatki?!
Czy jeszcze dłużej?
Dosyć tego! Basta! Koniec tego dobrego! Nie mam zamiaru marnować swojej młodości dla życia pod kloszem rodziców. Mam zamiar pojechać do tej Barcelony, nie ważne czy spotkam tam Messiego i czy uda mi się z nim porozmawiać, czy nie! Pojadę tam i przede wszystkim, będę się bardzo dobrze bawić, nawet jeżeli oznaczać to będzie moją śmiercią z rąk swoich własnych rodzicieli. Od teraz nie obchodzą mnie opinie innych. Tak zrobię. Barcelono, szykuj się. Przybywam!”
- Zrobię to. – wypaliłam nagle głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, a przyjaciółki, jak jeden mąż, zamilkły i momentalnie spojrzały na mnie wielkimi oczami. – Zrobię. I, szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, co na to powiedzą moi rodzice. Jestem nastolatką, mam prawo spędzić swoją młodość na swój sposób. To jest już sprawa honorowa. Udowodnię tej babie, ze z moją rodziną się nie zadziera. Jestem z rodu Markiewiczów i nie pozwolę, by byle kto podważał dobre imię mojej rodziny, udowodnię jej, że nie ważne jakie zadanie mi zada, ja i tak stawie mu czoła. Jestem Polką, Polacy rzeczy trudne wykonują w przeciągu 24h, a niemożliwe do zrealizowania w 3 dni. Ja nie mam zamiaru być wyjątkiem. Pojadę do Katalonii i będę się dobrze bawić, nawet jeżeli nie zrobię tego głupiego wywiadu z Messim. Nawet perspektywa śmierci po powrocie z rąk rodziców nie jest mi straszna…
W tamtym momencie Daga wstała ze swojego miejsca i zaczęła mi bić brawo. Nie trzeba było długo czekać, żeby dołączyła się do niej Sylwia. Natomiast Klaudia, zdezorientowanym wzrokiem, patrzyła to na mnie, to na dwie pozostałe przyjaciółki. Biedna, nie wiedziała co o tym myśleć. Z jednej strony uważała to za szaleństwo, z drugiej możliwość odcięcia pępowiny łączącej mnie z nadopiekuńczymi opiekunami. Jednak w głębi duszy trzymała za mnie mocno kciuki. „Już czas – powiedziałam sama do siebie. - czas mnie goni, a Barcelona jest na drugim końcu kontynentu. Długa droga przede mną…”
- Dobra dziewczyny, fajnie się siedzi, ale musicie wracać do szkoły.
- „Musicie”? – powtórzyła Dagmara, podnosząc brew do góry – A ty ty ty moja panno, to co? Może już wakacje masz, hm?
- Jeszcze nie. – zaśmiałam się. Daga samą sobą poprawiała mi humor, ona jest takim złotym promykiem w pochmurny, deszczowy dzień. – Ale jednak im szybciej wyjadę z Polski, tym lepiej. Serio, długa podróż mnie czeka, zresztą, przerwa zaraz się skończy, a chyba nie chcecie mieć spóźnień, prawda?
- Weź mnie ze sobą! Barcelono, przy… - zaczęła się drzeć Daga, wymachując dziwnie rękoma, lecz nie dokończyła, bo w tamtym momencie złapałam ją za kark i potrząsnęłam, by się opanowała, a Klaudia i Sylvus wręcz płakały ze śmiechu.
- Ty, kochanie moje najdroższe, wracasz do szkoły, bo sprawdzian z geografii dzisiaj masz! A do Barcelony zabiorę cię innym razem.
- Obiecujesz?? – wyrwała mi się z uścisku, biorąc swoją torbę z książkami na ramię i stając przede mną z palcem wskazującym wycelowanym w moją twarz, tak, jakby chciała mi pogrozić niczym nauczycielka dziecko z podstawówki.
- Obiecuję! – opuściłam jej rękę jednym ruchem dłoni i ją przytuliłam. W końcu musiałam się z nią pożegnać, nie będziemy się widziały przez kilka dni. To samo zrobiłam z Klaudią. Sylvia się nie dała, bo powiedziała, że idzie razem ze mną, by pomóc mi się spakować. Klaudia z Dagą pobiegły w stronę szkoły, by się nie spóźnić na lekcje, a ja za nimi krzyknęłam i skierowałam się w przeciwną stronę. – Pa dziewczyny! Do zobaczenia!
Dosyć tego! Basta! Koniec tego dobrego! Nie mam zamiaru marnować swojej młodości dla życia pod kloszem rodziców. Mam zamiar pojechać do tej Barcelony, nie ważne czy spotkam tam Messiego i czy uda mi się z nim porozmawiać, czy nie! Pojadę tam i przede wszystkim, będę się bardzo dobrze bawić, nawet jeżeli oznaczać to będzie moją śmiercią z rąk swoich własnych rodzicieli. Od teraz nie obchodzą mnie opinie innych. Tak zrobię. Barcelono, szykuj się. Przybywam!”
- Zrobię to. – wypaliłam nagle głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, a przyjaciółki, jak jeden mąż, zamilkły i momentalnie spojrzały na mnie wielkimi oczami. – Zrobię. I, szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, co na to powiedzą moi rodzice. Jestem nastolatką, mam prawo spędzić swoją młodość na swój sposób. To jest już sprawa honorowa. Udowodnię tej babie, ze z moją rodziną się nie zadziera. Jestem z rodu Markiewiczów i nie pozwolę, by byle kto podważał dobre imię mojej rodziny, udowodnię jej, że nie ważne jakie zadanie mi zada, ja i tak stawie mu czoła. Jestem Polką, Polacy rzeczy trudne wykonują w przeciągu 24h, a niemożliwe do zrealizowania w 3 dni. Ja nie mam zamiaru być wyjątkiem. Pojadę do Katalonii i będę się dobrze bawić, nawet jeżeli nie zrobię tego głupiego wywiadu z Messim. Nawet perspektywa śmierci po powrocie z rąk rodziców nie jest mi straszna…
W tamtym momencie Daga wstała ze swojego miejsca i zaczęła mi bić brawo. Nie trzeba było długo czekać, żeby dołączyła się do niej Sylwia. Natomiast Klaudia, zdezorientowanym wzrokiem, patrzyła to na mnie, to na dwie pozostałe przyjaciółki. Biedna, nie wiedziała co o tym myśleć. Z jednej strony uważała to za szaleństwo, z drugiej możliwość odcięcia pępowiny łączącej mnie z nadopiekuńczymi opiekunami. Jednak w głębi duszy trzymała za mnie mocno kciuki. „Już czas – powiedziałam sama do siebie. - czas mnie goni, a Barcelona jest na drugim końcu kontynentu. Długa droga przede mną…”
- Dobra dziewczyny, fajnie się siedzi, ale musicie wracać do szkoły.
- „Musicie”? – powtórzyła Dagmara, podnosząc brew do góry – A ty ty ty moja panno, to co? Może już wakacje masz, hm?
- Jeszcze nie. – zaśmiałam się. Daga samą sobą poprawiała mi humor, ona jest takim złotym promykiem w pochmurny, deszczowy dzień. – Ale jednak im szybciej wyjadę z Polski, tym lepiej. Serio, długa podróż mnie czeka, zresztą, przerwa zaraz się skończy, a chyba nie chcecie mieć spóźnień, prawda?
- Weź mnie ze sobą! Barcelono, przy… - zaczęła się drzeć Daga, wymachując dziwnie rękoma, lecz nie dokończyła, bo w tamtym momencie złapałam ją za kark i potrząsnęłam, by się opanowała, a Klaudia i Sylvus wręcz płakały ze śmiechu.
- Ty, kochanie moje najdroższe, wracasz do szkoły, bo sprawdzian z geografii dzisiaj masz! A do Barcelony zabiorę cię innym razem.
- Obiecujesz?? – wyrwała mi się z uścisku, biorąc swoją torbę z książkami na ramię i stając przede mną z palcem wskazującym wycelowanym w moją twarz, tak, jakby chciała mi pogrozić niczym nauczycielka dziecko z podstawówki.
- Obiecuję! – opuściłam jej rękę jednym ruchem dłoni i ją przytuliłam. W końcu musiałam się z nią pożegnać, nie będziemy się widziały przez kilka dni. To samo zrobiłam z Klaudią. Sylvia się nie dała, bo powiedziała, że idzie razem ze mną, by pomóc mi się spakować. Klaudia z Dagą pobiegły w stronę szkoły, by się nie spóźnić na lekcje, a ja za nimi krzyknęłam i skierowałam się w przeciwną stronę. – Pa dziewczyny! Do zobaczenia!
Przestało padać,
chmury zniknęły robiąc miejsce na niebie dla pięknego słońca. Od razu wszystko
wydawało się inne. Jedyną oznaką, że jeszcze 3o minut temu padał w tym mieście
ulewny deszczy, były mokre chodniki i jezdnie, obszary zielone oraz rześkie
powietrze.
- Wyjedziesz z domu nie mówiąc nawet rodzicom, co zamierzasz? –
spytała nagle Sylwia, patrząc się przed siebie.
- Nie, przecież nie zrobię im czegoś takiego. Mam pomysł. – odpowiedziałam spokojnie.
- Jak zawsze. – Uśmiechnęła się pod nosem i momentalnie wybuchłyśmy śmiechem. Często tak się śmiejemy, nawet bez powodu. Pomyślcie, jak ludzie na ulicy muszą się na nas patrzeć. Z boku to bardzo dziwnie wygląda. – Boisz się…?
- Boję się. – odpowiedziałam w ułamku sekundy poważnym tonem.
- Nie powinnaś. Tobie zawsze się udaje, będzie dobrze. Pamiętaj, Bóg Cię kocha…!
*~~~~~~~~~~*
- Nie, przecież nie zrobię im czegoś takiego. Mam pomysł. – odpowiedziałam spokojnie.
- Jak zawsze. – Uśmiechnęła się pod nosem i momentalnie wybuchłyśmy śmiechem. Często tak się śmiejemy, nawet bez powodu. Pomyślcie, jak ludzie na ulicy muszą się na nas patrzeć. Z boku to bardzo dziwnie wygląda. – Boisz się…?
- Boję się. – odpowiedziałam w ułamku sekundy poważnym tonem.
- Nie powinnaś. Tobie zawsze się udaje, będzie dobrze. Pamiętaj, Bóg Cię kocha…!
*~~~~~~~~~~*
Nazywam
się Magdalena Markiewicz, mam 18 lat i mieszkam z rodzicami w niedużym mieście
znajdującym się nieopodal Wrocławia.
Pochodzę
z zamożnej rodziny, mój ojciec jest biznesmenem i ma wiele znajomości w kraju,
jak i na całym świecie, mimo to jest wspaniałą, pokorną osobą o wielkiej
wierze; Moja mama jest ginekologiem i pracuje w prywatnej klinice. Jest
perfekcjonistką, wszystko musi być idealne, przez co ja nie mam spokojnego
życia. Mam też starszą siostrę, Beatę, która już dawno wyprowadziła się z domu
do Danii i jakoś nie za bardzo utrzymuje z nami kontaktu. A tym bardziej ze
mną. Usamodzielniła się i oznajmiła, że nie chce pomocy od rodziców(Może też
tak powinnam zrobić…?).
Uczęszczam
do prywatnego katolickiego Liceum Ogólnokształcącego, do klasy 2c o profilu
artystycznym. Uwielbiam tańczyć, śpiewać, grać na różnych instrumentach,
rysować, działać swoją wyobraźnią, ale nie mam kompletnie pojęcia, kim chcę
zostać w przyszłości(i tutaj już moja mama ingeruje, chce bym poszła w jej
ślady). W nowej szkole od początku nie byłam sama Miałam moje 4 przyjaciółki,
które znam od czasów gimbazy: Dagę, Klaudię i Sylwię. Dużo razem przeżyłyśmy
(oczywiście, rodzicom nie potrzebne są informacje co konkretnie wyprawiałyśmy)
i z pewnością nie jedno przeżyjemy. Jestem przewodniczącą szkoły i mam dobry
kontakt z profesorami, z wyjątkiem pani Beniericzi, która od samego początku
pierwszej klasy wytypowała mnie na swoją ofiarę. Cóż… stara panna, bez męża,
bez dzieci, ani nawet kochanka(podobno ma gromadę kotów! O zgrozo…) musi na
czymś wyżyć swoją frustrację i niezadowolenie z życia. Tak więc padło na mnie.
Od zawsze walczyłam z tą kobietą i walczyć będę aż do matury, nie poddam się.
Zawsze stawiała mi największe wyzwania, nikt tak jak ja, nie miał tak
przerąbane na języku polskim, jednak za każdym razem wychodziłam z tego cało.
Aż do momentu, kiedy wymyśliła plan doskonały, który pogrążał niestety także
całą moją klasę: Przeprowadzić wywiad z osobą sławną, żyjącą, która mogłaby być
wzorem do naśladowania dla wszystkich.
Tak
więc chcę wam przedstawić moją historię, która mi się przydarzyła w pewnym,
słonecznym mieście. Dla wielu z was może wydać się banalna, dla mnie jednak to
coś niesamowitego. I pomyśleć, że przez złośliwość nauczycielki, moje życie
może się zmienić. Ta historia wydaje się nierealna i nieprawdziwa, otóż wcale
ona taka nie jest. Może się wydawać, np. snem lub czymś podobnym, ale wcale nim
nie jest… a może jednak?
_________________________________________________________________________________
No i mam pierwszy rozdział. Kompletnie nie wiem co to jest, ale wydaje mi się, że ujdzie. W ogóle, to myślałam, że nie dam rady go napisać. Czy wy też macie taką jazdę w szkole?! Kurcze, codziennie zadaje sobie pytanie, gdzie przez ten cały rok byli nauczyciele, że dopiero teraz molestują nas tymi wszystkimi sprawdzianami, kartkówkami, itd. No nic, trzeba to przetrwać. Pozostaje wytrzymać do piątku, chyba damy rade, co? ;)
Tak ogólnie, to galeria Bohaterów jest już ogarnięta, tylko teraz dodałam dwie postacie, których nie powinno raczej zabraknąć. Boję się kolejnego rozdziału, bo idę na żywioł... NIE WIEM CO TO BĘDZIE! Chyba mnie nie ukamienujecie, co? ._.'
Tak w ogóle, to dzisiaj Reprezentacja Hiszpanii U21 wygrała z Włochami 4:2, czym chłopaki zapewnili sobie zwycięstwo! 3 gole Thiago, to niesamowite! Gratulacje chłopcy! :)
PS. Paczcie, paczcie!Miśiaki! Uwielbiam to zdjęcie! <3
O tak, o tak ... Dobra już się ogarniam :D Jedzie do Barceelony! Taak! *__* Też chcę... Jeszcze sobie zobaczy ta wredna nauczycielka, tak coś czują :D
OdpowiedzUsuńA co do szkoły - współczuję :D Ja to sobie już mam luz, w zasadzie mogłabym siedzieć w domu :D
Pozdrawiam! :D
11: www.hermosa--soledad.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń12: Hermosa Soledad
Usuńzapraszam :*
No świetne , czekam na więcej! <3
OdpowiedzUsuńo kurczaki :D będzie bardzo ciekawie :p ciekawe co wymyśli żeby z nim przeprowadzić wywiad! :D czekam !! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział licze na szczere opinie :) http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń29 yr old Clinical Specialist Annadiane Hegarty, hailing from Brossard enjoys watching movies like Red Lights and Reading. Took a trip to Archaeological Sites of the Island of Meroe and drives a Land Cruiser. katalog
OdpowiedzUsuń