- Włożę ją do tego telefonu – pokazałam jej komórkę – i w taki sposób, będę się z wami kontaktować.
- A co z tym co masz teraz? – zaniepokoiła się przyjaciółka, robiąc wytrzeszcz Özila.
- Wyłączę go. Albo wyciągnę z niego kartę. Cokolwiek! Nie chcę, mieć miliarda sms’ow i nieodebranych połączeń od rodziców w przeciągu jednej godziny. Do tego mogą mnie namierzyć, prawda? Policja nie takie sztuczki potrafi robić…
- Przecież jesteś pełnoletnia… - powiedziała zmęczona. – Policja nie będzie cię szukać, no proszę cię!
- Powiedz to moim rodzicom. Myślisz, ze mój ojciec tak o sobie odpuści? Przecież to oczywiste, że posunie się do tego, że „uruchomi” swoje znajomości. On może wszystko! Wtedy na pewno zrobią to, co on będzie chciał, tak funkcjonują w dzisiejszych czasach nasze służby, uwierz mi, ja dość dużo wiem… - powiedziałam poirytowana, a zarazem zrezygnowana. – Zresztą, ostrożnego Pan Bóg strzeże…
- No ok., jak uważasz.
- Podaj mi swoją komórkę. – poprosiłam, a ta mi podała swój telefon. – Masz, to jest mój numer. Przekaż go Dadze i Klaudii. Ogólnie, to będę się z wami komunikować przez fejsa, ale w razie nagłej sytuacji, bądź tego typu, będę dzwonić.
- Ok. – dziewczyna przytaknęła i odebrała ode mnie swój telefon, który jej podawałam. – Jest 12:30. Powinnaś już jechać.
- Prawda. Odwiozę cię teraz pod dom i jadę.
Odwiozłam ją pod samą klatkę, a kiedy tylko weszła do środka, z piskiem opon ruszyłam przed siebie. Naprawdę długa podroż mnie czeka.
Podczas jazdy towarzyszyło mi radio, które najwyraźniej było „po mojej stronie”, bo puszczało same dobre, pozytywne melodie, które umilały jazdę jak, np. „I Gotta Feeling” The Black Eyed Peas, „It's A Beautiful Day" Michaela Bublé, "Get Lucky" Daft Punk czy „Tokyo” Varius Manx’a, które kojarzyło mi się bardziej z Barceloną, do której aktualnie zmierzałam.
Po trzynastu godzinach jazdy byłam tak padnięta, że musiałam zrobić postój i się przespać. Na szczęście przy drodze znalazłam nawet ładny motelik i przespałam się przez pięć godzin. Rano odświeżyłam się i przebrałam, ale zanim ruszyłam dalej w drogę, postanowiłam przejrzeć w internecie oferty hoteli w Barcelonie, by wybrać jeden i spokojnie, bez zbędnych zmartwień kontynuować podróż. Po kilkunastu minutach sprawdzania ofert itd., w końcu wybrałam Hotel 1898 i dokonałam rezerwacji. Następnie ruszyłam coś spokojnie zjeść, by zaspokoić głód i pojechać dalej w stronę Barcelony.
W okolicach godziny 15 byłam już blisko wjazdu do miasta. Cieszyłam się jak dziecko, ze złożonym dachem i z bananem na twarzy, wjechałam na słoneczne ulice stolicy Katalonii, gdzie słońce grzało, ludzie wokół byli radośni i w ogóle wszystko było inne, bardziej optymistyczne i barwniejsze niż w Polsce. Wtedy właśnie z radia popłynęła piosenka „Barcelona” Pectusa. Ja odczytałam to jako dobry znak i podgłośniłam, by piosenka zalała całe miasto. Żart. Nie całe miasto, ale by leciała nieco głośniej, bo bardzo lubiłam tę piosenkę.
Zastanawiałam się, czemu rodzice nigdy nie chcieli przyjechać do Barcelony. Tyle podróżowaliśmy, po różnych miejscach świata, nie raz też byliśmy w Hiszpanii, ale nigdy w Barcelonie. Coś czuję, że robili to specjalnie. Pewnie bali się, że bym wtedy uciekła… czy coś. Oni mają niesamowitą wyobraźnie, szkoda tylko, że używają ją do tych gorszych celów, czyli do wymyślania jakichś niesamowicie czarnych scenariuszy ze mną w roli głównej, kiedy tylko spuszczą mnie na moment z oczu.
Po prostu nie mogłam opisać uczuć, które rozrywały mnie od środka: euforia, szczęście, radość, zadowolenie, rozkosz, zachwyt, uniesienie i nie wiem co jeszcze… To wszystko rosło jednocześnie we mnie samej, miałam ochotę krzyczeć wniebogłosy tak, by każda osoba na Ziemi i inteligentne formy życia w kosmosie mnie usłyszały.
Skierowałam się od razu w stronę hotelu, który znajdował się na ulicy La Rambla. Nie powiem, gdyby nie GPS, na pewno bym się zgubiła, mimo, że mam bardzo dobrą orientację w terenie. Ręce mi się trzęsły z tego podekscytowania, chyba oszalałam. Albo padło mi na mózg. Zresztą… czy to nie to samo?
Z pewnością. To dobrze, że ruch uliczny był gęsty i musiałam jechać wolno, bo gdybym musiała jechać szybko, jak na niemieckich autostradach, to mogłabym spowodować wypadek, przez nieopanowanie emocji, a tego bym nie chciała. Nie daj Boże, jeszcze bym niechcący przechodzącego przez ulicę Messiego potrąciła… czy coś.
W końcu podjechałam prawie pod samą bramę hotelu i zgasiłam silnik. Wtedy do auta podeszło dwóch mężczyzn ubranych w identyczne stroje. Pierwszy mężczyzna otworzył mi drzwi od samochodu i pomógł mi wysiąść. Poprosił o kluczyki do samochodu i spytał, czy mam w bagażniku swój bagaż, a ja je mu oddałam i odpowiedziałam twierdząco na zadane mi pytanie. Drugi zaś poprosił, bym poszła za nim do środka, co uczyniłam. Weszłam za nim do środka i oboje skierowaliśmy się w stronę recepcji. Hol był pusty. Spojrzałam na zegarek, na moim lewym nadgarstku, by sprawdzić godzinę. Było dwadzieścia po piętnastej. „Dobry czas.” – pomyślałam.
- Witamy w Hotelu 1898, w czym mogę pani pomóc? – usłyszałam nagle męski głos.
Automatycznie oderwałam wzrok od tarczy zegarka i spojrzałam przed siebie. Za blatem recepcji stał młody mężczyzna z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry. Mam zabukowany u państwa pokój.
- Nazwisko, proszę. – młodzieniec uruchomił system komputerowy, ale nie mógł ode mnie oderwać wzroku, a jego usta nie przestawały być wykrzywione w uśmiechu. Miałam coś na twarzy, czy jak?
- Markiewicz. – odpowiedziałam, uśmiechając się przyjaźnie.
- Dobrze, mam. Apartament kolonialny, na jedną osobę… Łóżko królewskie. Nie jest zaznaczone do kiedy chce pani wynajmować pokój…
- Mam nadzieję, że to nie będzie problem? Nie wiem, jak długo zostanę w Barcelonie, to dlatego…
- Ależ skąd, wszystkim się zajmę! – Jego uśmiech mnie rozbrajał, naprawdę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam mężczyznę o takim uśmiechu. Oczywiście nie licząc mojego ojca i zmarłego dziadka. Ale to się nie liczy. - Jest pani samochodem…?
- Tak, stoi przed wejściem. Już jakiś mężczyzna wziął ode mnie klucze do niego. – odpowiedziałam.
- Dobrze, pracownik hotelu zaparkuje pani auto na naszym parkingu, zaraz po tym, jak Boy zabierze pani bagaż i zaniesie do pokoju. – Skiną głową to mężczyzny, który mnie wprowadził do środka hotelu, a ten także skiną głową i powrócił tam, skąd przyszedł. Recepcjonista podał mi przedmiot uśmiechając się uroczo i dodał. – Proszę, oto klucz. Pokój nr. 169, piąte piętro.
- Dziękuję bardzo. – odwzajemniłam uśmiech i odebrałam klucz. Poczekałam chwilę, zanim pojawił się Boy hotelowy z moją torbą podróżną i zaprowadzi mnie do mojego apartamentu. Po drodze zapewniał mnie, bym się nie przejmowała swoim samochodem, bo jest w bardzo dobrych rękach. Jak to nazwał? Jest w rękach „Katalońskiego Schumachera”, a kluczyki niedługo znowu znajdą się w mojej kieszeni. Po takich zapewnieniach musiałam się poczuć lepiej… chyba, że nie powinnam?
Kiedy już wprowadził mnie do pomieszczenia, odstawił mój bagaż na ziemię, pokazał mi wszystko co gdzie jest i życzył z uśmiechem miłego pobytu. Zanim jednak wyszedł, przybył „Schumacher” i podał mu kluczki do mojego Mercedesa, a ten wręczył je mi, na co tylko odpowiedziałam z uśmiechem. – Jeszcze raz dziękuję.
Kiedy oboje wyszli, jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i naprawdę powstrzymywałam się od krzyczenia z radości i skakania. Jeszcze raz wszystko dokładnie obejrzałam. Tu było cudownie. Nie wiem, po co mi taki duży apartament, ale jak szaleć to szaleć. Miałam dużą łazienkę, sypialnię i salon. W salonie i sypialni stały duże telewizory, więc będę mogła obejrzeć hiszpańską telewizję. Jeja… to zupełnie co innego niż w Polsce. Bo tutaj się czuje ten kraj oraz tego ducha Katalonii.
Pierwsze co zrobiłam, to napisałam wiadomość do Klaudii, Dagi i Sylvi, że jestem już na miejscu. Następnie wypakowałam swoje rzeczy i poszłam zażyć kąpieli.
Po dwudziestu minutach, leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. „Chyba zaraz usnę, jestem strasznie zmęczona…”. Z wyświetlacza telefonu odczytałam, że była za piętnaście szesnasta. Moje powieki robiły się coraz to cięższe i cięższe. Usnęłam. Zmęczenie było ode mnie silniejsze.
No, ale co z tego? Jestem tutaj. Jestem w Hiszpanii. Jestem w Barcelonie. W tamtym momencie tylko to się dla mnie liczyło. Byłam szczęśliwa nawet przez sen. Przez to szczęście, nawet sny wydawały się bardziej barwne. „W końcu mogę być sobą. Mam przeczucie, że w tym miejscu coś mnie spotka. Jakaś przygoda. Jaka? Dobra, zła? Nie wiem. I nie chce wiedzieć. Nie chce już nic kontrolować, przewidywać, układać. Chcę iść na żywioł. Chcę, by los mnie zaskoczył. Jednak chcę, by mnie pozytywnie zaskoczył. Tylko tyle. Albo aż tyle.”
_______________________________________________________________________
Oj, tyle się dzieje... Zaczęłam remont pokoju! Dzisiaj zaczęłam pakować wszystkie swoje rzeczy i wiecie co? Czuje się koszmarnie. jestem padnięta, nie wiem kiedy się tak ostatnio czułam.
Przez wakacje mam jeszcze zamiar pouczyć się języków obcych, bo oczywiście przez szkołę trochę je zaniedbałam. Do tego mam pomysł na nowe opowiadanie, przez co na przemian piszę jeden rozdział "Project: Barca!", jeden tego drugiego. Nie wiem jaki tytuł jeszcze mu nadam, ale wydaje mi się, że też go opublikuję. Ale jeszcze nie teraz. Oczywiście, też jest o tematyce "Barcelońskiej", bo niby o czym innym mogłabym pisać?
Ostatnio z kolegą padliśmy przez "Salta!! Salta!! Jimmy Jump!!". Słyszeliście o nim? On jest po prostu genialny! Zastanawiam się, czy będziemy mogli go jeszcze gdzieś zobaczyć w akcji. Może za rok na MŚ? Mam nadzieję, że tak :) Jeszcze jedno moje przemyślenie (czyli gadanie nie od rzeczy): może się mylę, ale patrząc się na moje otoczenie, to kibice Barcelony są bardziej świrnięci od reszty kibiców innych klubów. Ktoś też to zauważył? Nie, żeby to było złe, wprost przeciwnie! Z innymi Cule przynajmniej można robić takie rzeczy, że... dobra, już lepiej zamilknę.
Rozdział dedykuję mojej koleżance Jagodzie, która wiernie przy mnie trwa i czyta tego bloga za każdym razem, kiedy coś opublikuję. Oraz doskonale mnie oszukuje, że blog jest dobry. Przyznam się, że Sylwia z "Project: Barca!" jest tak jakby moim Jogurtem (czyli Jagodą, nie pytajcie o szczegóły). Postać Sylwii, Dagi i Klaudii mają swoje przedstawicielki w realnym świecie, lecz są w pewnych względach inne, ale to tylko w nielicznych wypadkach. Wracając do rzeczy, chcę bardzo podziękować Jagodzie oraz Wam czytającym! Za to, że jesteście! Pozdrawiam, gorące uściski! ;*
Ostatnio z kolegą padliśmy przez "Salta!! Salta!! Jimmy Jump!!". Słyszeliście o nim? On jest po prostu genialny! Zastanawiam się, czy będziemy mogli go jeszcze gdzieś zobaczyć w akcji. Może za rok na MŚ? Mam nadzieję, że tak :) Jeszcze jedno moje przemyślenie (czyli gadanie nie od rzeczy): może się mylę, ale patrząc się na moje otoczenie, to kibice Barcelony są bardziej świrnięci od reszty kibiców innych klubów. Ktoś też to zauważył? Nie, żeby to było złe, wprost przeciwnie! Z innymi Cule przynajmniej można robić takie rzeczy, że... dobra, już lepiej zamilknę.
Rozdział dedykuję mojej koleżance Jagodzie, która wiernie przy mnie trwa i czyta tego bloga za każdym razem, kiedy coś opublikuję. Oraz doskonale mnie oszukuje, że blog jest dobry. Przyznam się, że Sylwia z "Project: Barca!" jest tak jakby moim Jogurtem (czyli Jagodą, nie pytajcie o szczegóły). Postać Sylwii, Dagi i Klaudii mają swoje przedstawicielki w realnym świecie, lecz są w pewnych względach inne, ale to tylko w nielicznych wypadkach. Wracając do rzeczy, chcę bardzo podziękować Jagodzie oraz Wam czytającym! Za to, że jesteście! Pozdrawiam, gorące uściski! ;*
Ps. Brazylia wygrała Puchar Konfederacji, nie jestem z tego zachwycona. Całą sobą byłam za Hiszpanią. Do tego, Pique dostał czerwoną kartkę... ja im, kurde, dam mojego Gerarda z boiska wyrzucać! ;/ Plus z moich obserwacji wynika, że chyba Neymar bardzo lubi leżeć na murawie...
14 rozdział: pt."Chulanki i swawole" zapraszam :*
OdpowiedzUsuńrozdział świetny czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńw końcu dotarła :) no już nie mogę się doczekać, kiedy spotka Messiego. Czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowego bloga: http://marc-y-marc.blogspot.com/ :)
Wciąż mnie ciekawi sprawa tego wywiadu, i tak jak Ollaya nie mogę się już doczekać *__* :D
OdpowiedzUsuńA ten hotel :D woooooooooow! :D
Pozdrawiam :D
PS. Zapraszam na prolog nowego opowiadania: http://marc-y-marc.blogspot.com/ Może akurat się spodoba :D
No no jestem strasznie ciekawa czy uda jej się przeprowadzić ten wywiad. A ten hotel to ma boski *o* Już nie mogę doczekać się następnego. Informuj mnie i zapraszam na nowy na: http://love-is-the-last-step-to-extinction.blogspot.com/ :*
OdpowiedzUsuńhttp://pero-nunca-hevisto-alguien-como-tu.blogspot.com/ zapraszam na nowość :D
OdpowiedzUsuń