niedziela, 7 lipca 2013

ROZDZIAŁ 4: „Marzenia są dla słabych, tylko silni je realizują.”

         O 19:40 rozdzwonił się telefon. Automatycznie złapałam za komórkę i wpółprzytomna, nie otwierając oczu, przystawiłam go do ucha, mamrocząc ledwo słyszalnie „Halo?”. Jednak, z drugiej strony odpowiedziała mi cisza, a telefon dalej dzwonił. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że dzwonienie dobiega z salonu, a nie, tak jak założyłam, z mojego mobilnego telefonu. Wywlokłam się spod kołdry i poczołgałam się (dosłownie) do drugiego pokoju. Na biurku pod ścianą stał telefon hotelowy i darł się chyba najgłośniej, jak tylko mógł. Nawet mój budzik nie był taki głośny jak to cholerstwo, mimo, że mam bardzo twardy sen i ciężko mnie w jakikolwiek sposób obudzić! Podniosłam się z podłogi i próbowałam uchwycić równowagę, by się nie przewrócić. Kiedy już ją złapałam, przecierając jedną ręką oczy, drugą podniosłam słuchawkę i przyłożyłam ją do ucha, mówiąc:
- Halo?
- Dobry wieczór, tu recepcja. Pragniemy poinformować, iż o godzinie 20 jest uroczysty posiłek z okazji urodzin właściciela hotelu. Czy możemy liczyć na pani obecność na tej uroczystości?
- Niestety nie. Mam zamiar wyjść za moment i raczej nie będzie możliwa moja obecność na tym posiłku.
– odpowiedziałam. Nie miałam raczej ochoty na coś takiego. Wolałam bardziej spędzić wieczór z tubylcami, a nie z przyjezdnymi. Oczywiście, nie żebym coś do nich miała. – Ale dziękuję za propozycję. Do widzenia.
- Do widzenia i życzymy miłego wieczoru.

          Odłożyłam słuchawkę i skierowałam się do łazienki, przy okazji łapiąc za jakieś ciuchy. Gdy się już ogarnęłam, przebrałam i byłam gotowa do wyjścia, na zegarze widniała godzina dwudziesta i właśnie w tamtej chwili dostałam wiadomość.
Siema! Co tam? Jak tam Barcelona, opowiadaj? :P ~Daga
         Po odczytaniu przewróciłam jedynie oczami i odpisałam: ”Aleś ty mądra. Myślisz, że od razu po przyjeździe poszłam na miasto? Spałam! Ale zaraz wychodzę. Odezwę się później, głupku ;*

          Rzuciłam telefon na łóżko i wzięłam do ręki swoją torbę. Wyciągnęłam z niej laptopa, dokumenty, pieniądze (pomijając 500€, które schowałam do kieszeni dżinsów), klucze od samochodu i inne cenne rzeczy i schowałam je w pokojowym sejfie. Złapałam za portfel, dokumenty, długopis i notatnik, wrzuciłam je do torebki. Złapałam jeszcze za telefon i wyszłam z pokoju.
        
Idąc korytarzem zaczęłam czytać kolejnego sms’a od Dagmary:
Sama jesteś głupkiem ;p Ok., ale jak coś to masz mnie o wszystkim powiadomić. A tak w ogóle, Śpiąca Królewno, to spotkałaś już swojego księcia? xD
          Zignorowałam wiadomość i schowałam telefon do torebki. „Heh. Szurnięta laska, jej tylko o jednym w głowie…
         Kiedy już zeszłam schodami na parter, pokierowałam się w stronę wyjścia. Mijając recepcję, zostałam niespodziewanie zatrzymana przez recepcjonistę, który mnie przyjmował kilka godzin wcześniej. Nie wiedziałam czy miałam się bać czy nie. W końcu jestem tutaj „nielegalnie”. A co jeżeli moi rodzice się już zorientowali? Wrócili wcześniej do domu? A może to jednak Anastazja im wszystko wychlapała…?
- Przepraszam, mógłbym na chwilkę panią prosić? – nie, te słowa nigdy nie wróżą nic dobrego. Przynajmniej w moim wypadku. – Zapomniałem o pewnej procedurze, którą stosujemy dopiero od niedawna. Każdy z klientów musi utworzyć swoje „hasło” na wszelki wypadek.
- Wszelki wypadek? - powtórzyłam z zaciekawieniem i ulgą na sercu jednocześnie. - A jaki to, np. wypadek?
- Np. kiedy nasz gość zgubi klucz. Albo, kiedy jakiś przyjaciel, gość naszego klienta, chce odebrać klucz od jego pokoju, chce się do niego dostać, bądź coś w tym typie. To jest zabezpieczenie dla nas, dla naszych gości i potencjalnie, ich gości. – brunet się uśmiechną.
- Niestety, ja jakichkolwiek gości raczej mieć nie będę… – zaśmiałam się gorzko.
- No cóż… jednakże, procedura jest procedurą i tak czy owak, musimy zapisać hasło, nawet, jeżeli miałoby nie być nigdy użyte.
- Yhym, rozumiem… - zamyśliłam się. – Ja automatycznie ustawiłabym za hasło „Barca”, ale ona odpada. Jesteśmy w Barcelonie, to chyba najbardziej powszechnie używane słowo w tym mieście. A okazja czyni złodzieja… – zaczęłam myśleć na głos, a młodzieniec się tylko zaśmiał, nie spuszczając ze mnie ani na chwilę wzroku. – Hm… no nie wiem. Może… może „Polonia”?
- „Polonia”? – powtórzył po mnie zdziwiony chłopka.
- Tak. „Polonia”. Niech pan zapisze. To moje hasło. – odpowiedziałam stanowczo, ale przyjaźnie.
- No więc dobrze. Hasło: „POLONIA”. Dziękuję bardzo. -  albo to mi coś ostatnio przeszkadza, albo to on ma problemy z ciągłym uśmiechaniem się. Dobrze, że ma taki piękny uśmiech, przynajmniej jakoś to wygląda.
- A więc to wszystko? – spytałam upewniając się, czy mogę bezpiecznie wyruszyć na podbój miasta. – Mogę już iść?
- Ależ naturalnie, to tylko ta jedna kwestia była do załatwienia. Dziękuję bardzo i życzę miłego wieczoru.
- Dziękuję bardzo i wzajemnie. – odpowiedziałam i odwzajemniłam przyjazny uśmiech.
- Z pewnością… - powiedział cicho, myśląc, że go nie usłyszę. Jednak się mylił, bo doskonale go usłyszałam, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Nie chciało mi się. 
        
Teraz to już nic nie mogło mnie zatrzymać. Z hotelu praktycznie wybiegłam i kiedy znalazłam się na dworze, poczułam lekki, ciepły wiaterek na swojej skórze. Przeszył mnie przyjemny dreszcz po całym ciele. Po chwili zastanowienia skierowałam się ulicą La Rambla w stronę morza.
          Poruszałam się bardzo wolnym krokiem, nigdzie się w końcu nie spieszyłam, prawda? Obserwowałam każdą minioną rzecz, uliczkę, kawiarnię, restaurację, latarnię, drzewa, ludzi - WSZYSTKO. Chciałam wszystko dokładnie zapamiętać, nie wiem czemu. Tak, jakbym się bała, że już więcej tu nie wrócę.
         Ja także nie byłam obojętna przechodniom. Co trzeci chłopak/mężczyzna odwracał się za mną, obserwował mnie, a kilku jeszcze za mną gwizdało. Czemu? Byłam ubrana mniej więcej w TO, ale to przecież nic specjalnego. No właśnie, na zwykłej dziewczynie to nic specjalnego, natomiast ja zawsze zwracałam na siebie uwagę, chociażby ze względu na mój wzrost. Dlaczego? Bo jestem wysoka, mierzę metr osiemdziesiąt. A kiedy zakładam do tego wysokie buty, to jestem jeszcze wyższa, co jest oczywiste. Dlatego wzbudzałam niemałą sensację wśród Hiszpanów. Tutaj to nawet mężczyźni nie osiągają takiego wzrostu. A raczej zdecydowana większość.
         Po dłuższej chwili postanowiłam, że zajdę do jakiejś kawiarni, by posiedzieć trochę i z miejsca poobserwować nigdy nie zwalniające miasto. Zauważyłam napis „Bella vita” nad jednym z lokali i po chwili postanowiłam skierować się w jego stronę. Kiedy byłam już bliżej zauważyłam, że jest to włoska kawiarnia. Można się było tego domyślić po nazwie. Bo chyba nie powinnam się spodziewać sklepu obuwniczego, racja?
        
Bez jakiegokolwiek namysłu weszłam do środka i rozejrzawszy się po lokalu, zajęłam wolne miejsce przy stoliku w samym kącie przy oknie. Stamtąd miałam bardzo dobry widok na ludzi wchodzących do kawiarni, jak i na ludzi poruszających się za oknem. W kawiarni był mały ruch, bardzo dużo osób wchodziło i wychodziło, zamawiając jedynie kawę lub sałatkę na wynos. A tak to przy stolikach było bardzo mało ludzi. Grupka osób siedziała przy stoliku i rozmawiali, starszy mężczyzna pracował ze swoim laptopem. Dziewczyna czytała jakąś książkę, a ktoś inny gazetę. Jeszcze ktoś po prostu siedział i pił kawę ze swojego kupka, nic nie robiąc, będąc nieobecnym. Reszta wpatrywała się w telewizor wiszący za blatem baru w którym leciał finał EURO 2012, starcie Włochy – Hiszpania, który praktycznie znałam na pamięć. Byłam też w tamtym momencie na trybunach stadionu, coś niesamowitego. Jednak to już była końcówka meczu. Później to tylko leciał jakiś kanał muzyczny.
         Ja po jakiejś chwili sięgnęłam po swoją torebkę i po kolei, wyłożyłam na blat stolika, idealnie obok siebie: telefon, notes, długopis. Sprawdziłam czy nie próbowano się ze mną skontaktować na telefonie, po czym odłożyłam go na bok. Otworzyłam notatnik, chwyciłam za długopis i miałam zamiar napisać plan działania… ale jakoś nie mogłam się skupić.
         „Ej! Przecież miałaś niczego nie planować!” – skarciłam się sama w duchu. Odłożyłam natychmiast długopis na stolik, ale po chwili znowu go chwyciłam i zapisałam na jednej z kartek w notatniku:
          Misja: przeprowadzić wywiad. Cel: Lionel Messi. Znajdę go w…” i tutaj nie wiedziałam co napisać. Nie miałam pojęcia gdzie go znajdę, a znaleźć tego chłopaka muszę!
         Mi na samym wywiadzie tak bardzo nie zależy, ale jeżeli wrócę do domu z pustymi rękoma, to rodzice mnie zabiją! A babka od Polaka będzie triumfować z powodu mojej porażki. Ja się tak łatwo przecież nie daję! Ponad to, przecież spotkać Messiego, to moje marzenie, a moja koleżanka z klasy zawsze powtarza: „Marzenia są dla słabych, tylko silni je realizują.” Ma racje, jeżeli już odważyłam się na ten krok, przyjechałam do tej Barcelony, to nie mogę się wycofać… Chociaż powalczę o zrealizowanie tego marzenia…”
          Siedziałam tak przez dłuższy czas, wpatrując się w słowa „Znajdę go w…”, kiedy nagle usłyszałam czyść głos nade mną mówiący „Ciutat Esportiva Joan Gamper”. W tamtym momencie podskoczyłam na krześle, łapiąc się za lewą pierś. 
         Myślałam, że wtedy padnę na zawał serca. Podniosłam swój wzrok i ujrzałam chłopaka wpatrującego się we mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy, zmierzwionymi włosami(wyglądał, jakby dopiero wstał z łóżka), w jeansach, czarnym T-shircie, trampkach i w długim, aż po kolana, bordowym kelnerskim fartuchu zawiązywanym luźno na biodrach oraz kartą menu pod pachą.
- Scusa, nie miałem zamiaru Cię przestraszyć… - powiedział nieco skrępowany.
- Co powiedziałeś? – zapytałam, kiedy się już trochę uspokoiłam, a chłopak zrobił przerażoną minę.
- Że bardzo przepra…
- Nie, nie to. – nie pozwoliłam mu dokończyć zdania, a on zrobił zdziwioną minę. – To wcześniej.
- Ciutat Esportiva Joan Gamper…? – odpowiedział niepewnie pytaniem mrużąc przy tym lekko oczy.
- Tak, dokładnie o to chodziło! Czemu to powiedziałeś? – chłopak w tamtym momencie, palcem wskazującym dotkną mojego notesu, a raczej słowo, które na jednej z kartek było zapisane. „MESSI”.
- Tam go znajdziesz. – odpowiedział spokojnym tonem.
- Ale skąd ty wiesz, że…? – zaczęłam, jednak na próżno.
- Po prostu. Bo wiem. – spojrzałam na niego oszołomiona, z lekko rozdziawianymi usta. Zamurowało mnie. Myślałam, że do tego gałki oczny wyjdą mi z orbit, ale na szczęście pozostały na swoim miejscu. W tamtym momencie, naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć… ciekawe, co wy byście powiedzieli na moim miejscu. „Chciałam niespodzianek, to mam. Teraz zaczynam się obawiać, co to miasto ma jeszcze dla mnie w zanadrzu.” Na szczęście z moich przemyśleń wyrwał mnie chłopak dalej wpatrujący się we mnie, niczym w postać z innej planety i podając mi kartę, którą przez ten cały miał przy sobie. – Proszę, karta. Czy masz ochotę coś zamówić, signorina?

- Ym… tak, oczywiście! –powiedziałam, odbierając od niego menu i otwierając je. – Proszę mi tylko dać małą chwilkę.
- Oczywiście. – odpowiedział lekko mi się kłaniając i odszedł od stolika.
         „Boże, co za dziwne dziecko! Zaraz… nie dziecko. On chyba jest ode mnie starszy… No nie ważne! Dziecko, nie dziecko… jest dziwny! Ale nie wydaje się być groźny. Nawet przyjazny… Na pewno nie jest szkodliwy.
         Chwilę przeglądałam kartę menu. Ile tam było pysznych rzeczy! Nie tylko same kawy, czy coś, były także dania. Aż zgłodniałam czytając te wszystkie opisy, ale postanowiłam, że zamówię tylko Latte Macchiato i Tiramisu.


          Odłożyłam kartę na bok i wróciłam do swoich notatek. Zapisałam „Znajdę go w Ciutat Esportiva Joan Gamper.”  Odłożyłam długopis ponownie na stolik i spojrzałam przez okno na ulicę gdzie zrobił się nie mały ruch. Był piątek wieczór, ludzie wybierali się na imprezy, do klubów, znajomych… „Ciekawe, co teraz robią dziewczyny… może pojechały do Wrocławia? A może siedzą w naszej ulubionej kawiarni w galerii? Hm… Ciekawe co robi Messi, w końcu muszę go złapać… jakoś. Albo Pique… Pique z Fabregasem. To są wariaci. Zupełnie jak ja i Daga. O tak… nie jedna osoba patrząc się na naszą dwójkę i znająca się co nieco na FC Barcelonie, mówi, że jesteśmy podobni do siebie… w sensie ja i Daga do Fabrique. Albo oni do nas… Nie ważne! No bo w końcu: Gerard jest wysoki – ja jestem wysoka. Fabregas jest niski – Daga też. Oni są najlepszymi przyjaciółmi – my tak samo. Oni z pewnością nie mają równo pod sufitem – my tym bardziej! Oczywiście, podobieństw jest jeszcze więcej, ale czy to ważne? Nie chce mi się wszystkich wymieniać. Zresztą… zupełnie nie o tym miałam myśleć! Dziewczyno, ogarnij się! O czym miałam myśleć? A tak, o Ciutat Esportiva Joan Gamper. Przecież to logiczne, że tam go najprawdopodobniej znajdę. W sensie Messiego. W końcu jest to ośrodek treningowy. Chyba z tego zmęczenia naprawdę przestaje myśleć.”
         W tamtym momencie ponownie podszedł do mnie młody chłopak i wyciągną z dużej kieszeni fartucha długopis i notatnik. Zapisał szybko to co mu podyktowałam, odebrał ode mnie kartę i poszedł zrealizować zamówienie. Ja za to, siedziałam bezczynnie, wpatrując się w nie zwalniający tempa świat za oknem.


________________________________________________________________________

Rozdział jest? Jest.
Głupi jest? Jest...
Nudny jest? Jest!
Przepraszam was za to najmocniej, tak po prostu wyszło :c
Ale ja się poprawię! Postaram się!


Czas na reklamy!
Kto lubi posłuchaś/poczytać czyjeś filozofie, przemyślenia? Ja osobiście lubię posłuchać ludzi, co im chodzi po głowie. Przynajmniej mają dzięki temu pewność, że nie są takimi wariatami jakimi się obawiają, bo ktoś ich jednak słucha i niewyśmiewa. Jeżeli lubicie poczytać takie rzeczy właśnie, to oto link do bloga mojej przyjaciółki :)
You've got the right to show the world something never seen...
Ten link jest piękny, wspaniały, przecudowny, nieprawdaż? ;>


Informujcie mnie o nowych wpisach! :D
A jeżeli ktoś też chce być informowany o moich nowych rozdziałach to niech też pisze xd

No.. to chyba tyle. A więc pozdrawiam wszystkich gorąco! Trzymajcie się, ADIOS! :*

PS. Ponad 800 wyświetleń, DZIĘKUJĘ! ^^

8 komentarzy:

  1. Hahahaah ale ją kelner przestraszył :PP
    Jestem ciekawa co będzie jak już znajdzie Lionela ... :D
    A ten koleś z hotelu hahaha i POLONIA. poker face. :D
    Pozdrawiam ;d;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, skąd nagle pojawiła się ta 'Polonia' podczas układania tego opowiadania, ale jak już się znalazła, to niech będzie xD
      A droga do znalezienia Messiego będzie trochę długa.. a może.. w sumie nie wiem. Dziewczyna na pewno będzie musiała się trochę pomęczyć, żeby go złapać. Tyle na razie wiem :3

      Usuń
    2. http://cesar-azpiulicueta-story.blogspot.com/ zapraszam na prolog :D

      Usuń
  2. Lekko chaotycznie, ale ciekawie xd
    Mój brat stwierdził, że mnie popierdoliło jak kupiłam sobie pościel z herbem Barcy, a mama mnie wyśmiała xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój brat powiedział, że jestem głupia, kiedy kupiłam koszulkę z herbem Barcy z Reserved xd
      A moja mama kiedy zobaczyła, że w jakimś sklepie jest pościel z Barceloną, zaczęła się śmiać, że powinnam sobie ją kupić. No niestety, takie życie :D Może się kiedyś przyzwyczają do tej naszej manii ;)

      Usuń
  3. rozdział świetny, czekam na spotkanie z Messim informuj mnie na jednym z moich blogu. :)
    Zapraszam na nowe rozdziały, licze na komentarze
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowe rozdziały :
    http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. http://cesar-azpiulicueta-story.blogspot.com/
    zapraszam na pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń