poniedziałek, 22 lipca 2013

ROZDZIAŁ 6: "Na Avinguda del Sol!"

         Świat jest dziwny, uwierzcie mi ci, którzy w to powątpiewacie. Nie ważne co zaplanujesz, nie ważne czego będziesz się spodziewać i na co się przygotujesz, świat i tak i tak cię wyroluje, udowadniając ci, że zawsze jesteś bezbronny w stosunku do jego potęgi... bądź głupoty? Bezwzględności? O czym ja myślę!?
         Spojrzałam na zegarek leżący na stole, by sprawdzić która godzina. Ściągnęłam go z nadgarstka, kiedy impreza zaczęła się rozkręcać. Było piętnaście po drugiej w nocy, a chłopakom najwyraźniej nie spieszyło się do domów. Już o północy siedzieliśmy wszyscy w szóstkę przy stole, a alkohol się lał i lał bez końca. Czasami się zastanawiałam, czy moi kompani nie mają rosyjskich korzeni, bo dzielnie dawali radę dotrzymać mi kroku, a nie powiem, głowę mam cholernie mocną. Jednak już po godzinie pierwszej nie myślałam o tym, bo byłam lekko wstawiona i się śmiałam ze wszystkiego, co powiedzieli. 

         Teraz moja głowa była strasznie ciężka, a moja mowa... szkoda mówić. Ku uciesze chłopaków, zaczęłam mówić kilkoma językami na raz, co mi w cale się nie podobało.
         Marco poszedł gdzieś kilkanaście minut temu i do tej pory nie wrócił. "Modlę się, żeby nie poszedł po więcej...  ja już normalnie nie daje rady." Mateo natomiast nie szalał tak z procentami, wypił zaledwie kilka piw dla rozluźnienia. Rafael już spał oparty o stół, bo nie wytrzymał tempa, a zrozpaczony Fabian płakał, że jego przyjaciel umarł i cały czas zawodził, by Rafael L. go nie opuszczał i zostawiał samego w tym złym świecie, szarpiąc go za ramię, a sam 'śpioch' co jakiś czas odpychał Niemca, mamrocząc pod nosem ledwo rozumiane "Daj mi spokój". Jedynie Garbiel niczego nie tkną, tylko cały czas pił Coca-Colę lub coś tego typu. 
- Hej, Magda, wszystko ok? - zapytał nagle, kiedy zorientował się, że na niego patrzę. W sumie, to nawet ja nie wiedziałam, że go obserwuję, dopóki nie zadał mi pytania. Trochę głupio mi się zrobiło i zrobiłam się czerwona jak burak.
- Tak, jak najbardziej. Jestem tylko trochę zmęczona. - odpowiedziałam po chwili, rozciągając się. 


- Na pewno? Jesteś blada. - dopytywał, a ja zrobiłam coś podobnego do "poker face'a". Czułam, że jestem czerwona, a on mi mówi, że jestem blada? Czy aby Marco niczego do tej coli nie dolał? - Wiesz, jak chcesz możemy wracać do hotelu.
- Wiesz, dam sobie radę sama. Nie jestem małym dzieckiem, żeby mnie specjalnie odprowadzać... - uśmiechnęłam się.
- Ale to nie jest 'specjalne' odprowadzanie. - zaśmiał się. - Ja też mieszkam w hotelu, więc mamy tą samą drogę.
- Czemu.. Ty.. mieszkasz.. w.. hotelu..? - zdziwiłam się i tym razem zrobiłam minę pod tytułem 'WTF?'. 

- Hahaha!! - ni stąd, ni zowąd  nagle Rafael się ożywił i powiedział. - No, Gabriel... stary... teraz się spowiadaj!
- Oj nie, nie wiem czy to jest najlepszy pomysł. - zrobiłam przerażoną minę.
- Może kiedy indziej Ci to wytłumaczę. - odpowiedział z poważną miną, po czym wstał i wziął swoją marynarkę z oparcia czerwonej kanapy, na której siedzieli po kolei on, Mateo, Rafael i Fabian. - Ja będę lecieć chłopaki. Trzymajcie się. - klepną Mateo w ramie, typowym gestem podniesionej dłoni skierowanej do pozostałej dwójki pożegnał się i poszedł w kierunku wyjścia.
- Może faktyczne idź z Gabrielem do hotelu. - powiedział nagle do mnie Fabian, a ja popatrzyłam się na niego spod byka.
- A po co? Sama nie dam rady dojść? - spytałam.
- Nie no, dasz. - odpowiedział Mateo. - Ale we dwoje zawsze raźniej.
- I bezpieczniej. - szybko dodał Rafael, podnosząc palec wskazujący do góry.
- Mati, ale ja nawet wam rachunku nie zapłaciłam...
- Spokojnie, kiedy indziej zapłacisz. - uśmiechną się do mnie.
- A jak nawet nie będziesz miała zamiaru do nas wrócić, to my uregulujemy twój rachunek. - ukazał swoje białe zęby Fabian.
- Kochani jesteście, wiecie? - zapytałam, podchodząc do każdego i przytulając go.
- Wiemy. - odpali chóralnie.
- No leć szybko, bo pójdzie bez ciebie! - pogonił mnie Mateo, a ja szybko chwyciłam swoją torebkę i zegarek ze stołu i pobiegłam w kierunku wyjścia, by jeszcze złapać Fierra. 

         Kiedy wyleciałam z kawiarni, nie patrząc przed siebie tylko próbując zapiąć zegarek na lewy nadgarstek, przy okazji wkurzając się, że przez trzęsące się ręce nie chce się zapiąć, wpadłam na kogoś stojącego tuż za wyjściem, przez co wylądowałam na chodniku. Kiedy podniosłam głowę do góry, zobaczyłam... W sumie, w pierwszym momencie nie wiedziałam kogo zobaczyłam, bo mój organizm już był pod władaniem alkoholu i dopiero po chwili dostrzegłam, kto nade mną stoi.
- A ty co tu robisz? - zapytałam próbując wstać, lecz na daremno. Za każdą próbą wstania, ponownie lądowałam na ziemi.
- Daj, pomogę ci. - Hiszpan zaczął się śmiać i podniósł mnie, tak, jakbym prawie nic nie ważyła. A kiedy już jakoś stałam o własnych siłach, dodał. - Jak to co? Czekam na ciebie.
- No ale przecież mówiłam, że nie chce z tobą iść.

- Ja wiem swoje. - mrugną do mnie Gabriel i zaczął się kierować w stronę mojego dotychczasowego adresu zamieszkania. - Wiedziałem, że zaraz wylecisz za mną.
- Grrr... - warknęłam tylko cicho pod nosem i szłam za nim.
- Nie idź taka naburmuszona. To psuje cały efekt!
- Efekt? Kto tutaj jest pijany: ty czy ja? - spytałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Mnie nie pytaj. - uśmiechną się.
- Weź mi człowieku powiedz... - zaczęłam po chwili, kiedy szliśmy tak w ciszy. - O co tutaj chodzi?
- Co masz na myśli? - zapytał.
- Popatrz na siebie. Marynarka od Dolce&Gabbany, 
koszula też nie wygląda na tanią. Buty chyba są od Gucci'ego, a te perfumy? - przybliżyłam się do chłopaka, by poczuć jego zapach. - Przecież to Jean Paul Gaultier! Na dodatek mieszkasz w hotelu, co w cale tanią rzeczą nie jest. Wiesz, jakoś nie uwierzę, żeby z pensji recepcjonisty stać kogoś na   t a k i e   rzeczy. - wyraźnie "podkreśliłam" przedostatnie słowo. Chłopak tylko zawiesił na moment głowę w rezygnującym geście, po czym po chwili mi wszystko wytłumaczył.
         Ojciec Gabriela jest milionerem, w tym także właścicielem hotelu. Chłopak natomiast, po tym jak słyszał opinie innych ludzi, mówiących za jego plecami, że to zadufany w sobie, rozpieszczony smarkacz, który nic nie robi, postanowił zatrudnić się u swojego ojca jako recepcjonista. Do tego ma kontakt z ludźmi, co mu bardzo pasuje i, że teraz jest szczęśliwy. Jakiejkolwiek tu logiki nie widzę, ale to akurat nie mój kłopot. 
         
         Po drodze naprawdę zaczęło mi odwalać. Szłam tanecznym krokiem, śpiewałam, krzyczałam różne rzeczy. Zdarzało mi się, że krzyczałam "Visca el Barca!", a ktoś mi odkrzykiwał, że meczu dzisiaj nie było. Przechodnie jak i Gabriel z uśmiechami na twarzach mnie obserwowali, ale chłopak to naprawdę miał niezły ubaw. 
         Później? 'Później' to już zagadka. W połowie drogi urwał mi się film i nic z tamtej nocy już nie pamiętam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tego samego dnia, godzina 12:30.



- Nosz kuźwa mać, czy człowiek w spokoju nie może spać? - warknęłam, kiedy w drugim pokoju zadzwonił telefon. Czyżby deja vu?

          Wstałam z łóżka i od razu zaczęło mi się kręcić w głowie tak, że musiałam się podtrzymać. Kiedy już nieco się uspokoiłam, a raczej świat wokół mnie, nie otwierając oczu podeszłam do telefonu stojącego w salonie. Chwyciłam za słuchawkę i powiedziałam:
- Halo? 

- Dzień dobry. - usłyszałam znajomy głos po drugiej stronie słuchawki. Jak kocham Barcelonę, ta osoba   w c a l e   nie była przyjaźnie nastawiona. - Jest godzina dwunasta trzydzieści, a Pani dalej śpi. Pragnę Pani przypomnieć, że trening piłkarzy FC Barcelony, w tym Lionela Messiego, trwa już półtora godziny! Czy ma Pani zamiar dalej spać, czy może Pani już łaskawie wyjdzie z łóżka? Może przysłać specjalistę od pobudek, by Panią obudził, a najlepiej, by jeszcze Panią umył i ubrał?
- Cholera jasna, Gabriel! -
mimo wielkiego bólu głowy, wydarłam się do słuchawki. - Nie mogłeś wcześniej mnie obudzić?! - chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale ja rzuciłam słuchawką i pobiegłam do łazienki szybko się zebrać. 

         Miałam godzinę/półtora godziny by znaleźć się pod ośrodkiem szkoleniowym Barcy i złapać Messiego. "Teraz to ja potrzebuję cudu!
         Dwadzieścia minut później, kiedy miałam już wyjść, usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego apartamentu. Kiedy zobaczyłam kim jest mój gość, rzuciłam:
- Ja cię normalnie człowieku zabiję! Dopiero teraz mnie budzisz? Gdzie mój samochód!? 

- Zapomnij o samochodzie, teraz nie dasz rady nim zdążyć. - odpowiedział poirytowany Fierro.
- To niby jak mam się tam dostać? - stanęłam w miejscu i spojrzałam na chłopaka.
- Załatwiłem ci szybszy środek transportu. A teraz chodź! - złapał mnie za ramię i pociągną mnie za sobą. Zbiegliśmy po schodach w dół najszybciej, jak się tylko dało i wybiegliśmy przed budynek. 

-  Ktoś tu zamawiał super szybki ekspres? - zawołał uśmiechnięty Mateo siedząc na skuterze, rzucając w moim kierunku kask.
- No chyba sobie żartujecie. - zaśmiałam się i spoglądałam to na Gabiego, to na Matiego.
- Masz inny pomysł? - wkurzył się Hiszpan. Widać, że mu zależało, by mi pomóc z tym wywiadem. - To nie marudź i wsiadaj!
- No dobra, dobra. Nie krzycz już na mnie. - odpowiedziałam zakładając kask, a kiedy wsiadłam na pojazd, Mateo tylko krzykną "Na 
Avinguda del Sol!", tak samo, jak w książce "Krzyżacy", krzyczeli "Na Grunwald!" i pojechaliśmy.
         Jechaliśmy szybko i w głębi duszy modliłam się, byśmy nie zginęli w wypadku. Jeździłam już kiedyś na skuterze, nawet jako pasażer, ale nigdy tak szybko. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jaką prędkość to maleństwo może z siebie wyciągnąć!  

         Cała podróż trwała 30 minut i kiedy Mati tylko staną pod ośrodkiem Barcy, szybko zeskoczyłam ze skutera i pobiegłam w stronę wjazdu do ośrodka, jednak w ostatniej chwili na kogoś wpadłam i wylądowałam na ziemi.


_________________________________________________

Jedyny komentarz jaki tu umieszczę, to o tym, o czym my wszyscy doskonale wiemy.
         Tito zrezygnował z bycia trenerem Barcelony z powodu nawrotu nowotworu... 
         To mnie załamało. A jeszcze bardziej mnie dobija nasz naród. Mój naród. Naród, dla którego chyba nie ma już nadziei. Aż wstyd mi jest się przyznać, że jestem Polką, po tych wszystkich oskarżeniach, że Barca specjalnie wykiwała Polaków i, że nie mają szacunku dla nas. Już nie wspomnę o kilku DEBILNYCH wypowiedziach niektórych osób/polityków, za które chętnie bym dała tym osobistością w mord... twarz.
         Ludzie zapominają, że tutaj liczy się zdrowie, a nawet życie Tito, osoby, która jest dla naszych chłopaków jak ojciec. Nie zapominajmy, że niektórzy z piłkarzy znają go bardzo długo, bo zanim został przydzielony do sztabu jako zastępca trenera, to pracował w La Masi.  





Pozostaje mi tylko jedno:

  •  Modlić się za Tito i jego rodzinę;
  •  Za to, by chłopaki dostali dobrego zastępce Tito;
  •  Za to, by szybko Polacy się ogarnęli (tutaj to trzeba błagać Maryję, Królową Polski, by wybłagała Boga o cud dla tego kraju, bo marną widzę jego przyszłość)
  • W najgorszym wypadku wyemigrować. 

Więc niech Tito trzyma się mocno, walczy i niech wygra ten mecz życia i wróci do nas już bez tego raka.

Polecam także ten ARTYKUŁ, warto przeczytać.




ANIMS TITO!










PS. Zapraszam na mojego drugiego bloga, na nowy rozdział: No siempre las cosas salen como se quiere.

PPS. Mecz Lechia - Barcelona odbędzie się 30 lipca. NIE MAM NA TO BILETU! T^T Nie no, załamka. Idę spać, żeby sobie czegoś nie zrobić... 
ADIOS!



3 komentarze:

  1. Hhaha ciekawe na kogo wpadła o.O (tak, znowy natura Sherlocka się u mnie ujawnia huehuheu) ale jak zawsze nic a nic :D cichooo szaaa xD
    Dobra tam xD Rozdział świetny, impreza się udało, czegóż więcej chcieć? :P
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię, byś tym razem zgadła na kogo wpadnie :P

      Usuń
  2. rozdział świetny ciekawe na kogo wpadła :D
    czyżby na Leo ? czekam na nowy pisz szybko :D

    OdpowiedzUsuń